Z Pińska w świat

Europa od czasów odkryć Kolumba panowała nad światem w sensie politycznym i kulturowym. Teraz ów monopol się skończył. Tygodnik Powszechny, 27 stycznia 2008




Pracując przez tyle lat jako korespondent piszący o problematyce politycznej, przekonałem się, jak bardzo jest to krucha i ulotna materia, jak niewiele z tego zostaje. Mam świadomość, że umknęło mi wielkie bogactwo kulturowe Afryki.

Coś się skończyło i nie może Pan już do tego wrócić?

Czasu już nie starcza, bo nie sposób jednym kontynentem zajmować się przez całe życie. Współczesna sztuka afrykańska jest fenomenalna: cudowne malarstwo, muzyka, poezja. W powietrzu Afryki unosi się poezja, której nikt nie utrwalił, nie zatrzymał. Festiwale, uroczystości, festyny – to są wydarzenia ulotne, które znikają bezpowrotnie jak twórcy, często anonimowi.

Wspominał Pan, że struktury świata postkolonialnego do dzisiaj się utrzymują. Po wybuchu wojny w Iraku, mówił Pan, że Irak jest państwem postkolonialnym.

Po II wojnie światowej administracje kolonialne szukały sposobu, jak formalnie oddając niepodległość, zachować jednocześnie swoje wpływy.

Jedną z metod było łączenie w jeden organizm państwowy skłóconych ze sobą społeczności. W ten sposób powstawały sztuczne twory państwowe, w których musiało dojść do konfliktu. I o to chodziło. Wtedy mógł się pojawić arbiter, którym w naturalny sposób stawała się dawna potęga kolonialna.

W Afryce jest dużo takich krajów, np. Sudan zbudowany z dwóch zupełnie przeciwnych i różnych kulturowo oraz etnicznie całości. Północ Sudanu jest arabska, muzułmańska, południe jest chrześcijańskie. Konflikt trwa tam od lat 60. Wojny ciągną się latami nie tylko dlatego, że nienawiści są zadawnione, ale również dlatego, że strony konfliktu są słabe, przestrzenie ogromne. Konflikty wyniszczają kraj, uniemożliwiając rozwój. To jest spuścizna okresu postkolonialnego. Podobnie jest z Irakiem, który składa się z trzech skłóconych ze sobą grup etnicznych i religijnych.

Nie wiadomo, jak wyjść z tej sytuacji, bo takiego państwa już nie można na nowo stworzyć, a żyć w nim jest bardzo trudno. Dlatego dawny Trzeci Świat jest źródłem wiecznych niepokojów. Ciągle jakaś zawierucha wisi w powietrzu.

Pisze Pan: dekolonizacja dała początek napływowi ludzi ze wsi do miasta. I pojawia się kolejny wielki problem miast-molochów, w których ludzie zostają złapani jak w pułapkę. Idą tam w poszukiwaniu lepszego życia, a zostają wyrzuceni na margines, żyją w slumsach bez szans na jakąś zmianę.

To jest jeden z największych problemów cywilizacji współczesnej. Na początku XX wieku 95 proc. ludności żyło na wsi, sto lat temu prawie wszyscy byliśmy chłopami. Teraz sytuacja całkowicie się odwróciła. Dominuje miasto, wieś stopniowo zanika, pustoszeje.

Miasta nie są przygotowane na taki wielki napływ ludności. Nie ma infrastruktury ani kanalizacyjnej, ani elektrycznej, brakuje wody pitnej.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...