Walka bólu z muzyką

W pewnym sensie ból gonił muzykę. Złapawszy – deformował, przełamywał jej struktury. Tak właśnie weszła do historii muzyki sekwencja „Stabat Mater”. Tygodnik Powszechny, 5 kwietnia 2009


Giovanni Salvatore

Ból może też dobierać się do muzycznych motywów od wewnątrz. Musi je najpierw odpowiednio rozrzedzić i rozciągnąć, daje to nawet efekt zwiększonego napięcia. W ten sposób unieszkodliwiona zostaje faktura, do walki wyzwana jest harmonia. Wyciskane, „rozduszane” opóźnienia, dysonanse, chromatyzacje sprawiają, że starcie rozgrywa się na mniejszych odcinkach.

Odczuwamy przez to jakby przyśpieszony, krótki oddech walczących, zawołania, urwane frazy, dyszenie. Wszystko dzieje się w ciasnej przestrzeni. Taka muzyka to rozliczne, zestawiane ze sobą, rzadziej nakładane – motywy. Drgają, są rozrywane, ale i zrastają się na nowo. Konwencja jakby uległa miniaturyzacji, nie przestaje jednak kontrolować całości. Pozwala bólowi na harce, ale na tyle jest silna, że nie pozwala mu przekroczyć granic.

Antonio Vivaldi

A może skuteczniejsze będzie połączenie dwu poprzednich strategii? Nie wpijanie się bezpośrednio w motywy, ale większy dystans – zimna krew? Okazuje się, że niewielka dawka, „ukąszenie” bólu, całkiem dobrze robi muzyce. Staje się podatna na wiele wrażeń – w cieniu śmiałych i delikatnie żarliwych linii wokaliz. Wszystko się kołysze z pewną uporczywością, ale i z pokorą. Motywy żyją same w sobie, jakby użyźnione bólem – wbrew jego intencjom, zapewniając całości kompozycji nieskazitelnie elegancką aurę. Ból przyczynił się do ożywienia tego, co chciał unicestwić.

Giovanni Battista Pergolesi

Ból nie lubi przestrzeni, ucieka, wciska się w zakamarki. Nie lubi obecności innych, wspólnoty – najpewniej czuje się w samotności. Przelewające się szerokie i swobodne linie melodii, wspólna solidarność duetu dają tyle spokoju i światła, że ból jakby uciekał spłoszony. Odrobina rafinacji jest jak figlarny uśmiech. Końce fraz nie pozwalają retoryce na zbytnią przesadę, nie dają też bólowi szansy na deformację motywów czy faktury.

Wszędzie zachowana jest równowaga: to więcej niż szacunek dla konwencji – to świadomość stabilności i pokoju. Zawsze jest czas na rezonans czy refleksję. Czasem afekt nadaje jakiemuś motywowi zastanawiająco silne rysy. To sprawka bólu, który próbuje działać w rękawiczkach. Poza niewielkim zawirowaniem nie jest jednak w stanie zagrozić strukturze kompozycji. Ostatecznie – i bardzo szybko – przekonuje się, że nie ma tu dla niego miejsca.

***

Każde „Stabat Mater” to historia zmagań bólu i muzyki. Pozostaje nadzieja, że muzyka jest silniejsza od bólu – tak jak Zmartwychwstanie jest przełamaniem Wielkiego Piątku. Tylko ta nadzieja może być dla nas szansą – o ile jej nie przegryzie w nas ból.

O. Bernard Sawicki OSB jest opatem tynieckich benedyktynów, absolwentem Akademii Muzycznej w Warszawie oraz Papieskiej Akademii Teologicznej i Instytutu Monastycznego Sant’ Anselmo. Utwory Bononciniego, Pergolesiego, Vivaldiego i Giovanniego Salvatore będzie można wysłuchać podczas koncertów 6, 9, 10 i 11 kwietnia.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...