Gdzie diabeł nie może

Barczysty, serdeczny, z piorunującym uściskiem ręki, wita się ks. Kazimierz Tyberski, kapelan więzienny, kiedyś skoczek w oddziałach Czerwonych Beretów. Tygodnik Powszechny, 26 kwietnia 2009


– Byliśmy komandosami, szkolono nas do walki wręcz. Mnie się spodobało nunczako. Prosta i przeraźliwie skuteczna broń.

Żołnierze przygotowali pokaz walki wręcz dla trzech dostojnych generałów. Oficer nadzorujący całe przedsięwzięcie nie chciał się zgodzić na finał z bronią składającą się z dwóch kijów połączonych łańcuchem. Mimo tego chłopcy przekonali generalicję. Kolega trzymał pudełko od zapałek w ustach.

– Było pełne. Gdy je rozbiłem, widownia nie wiedziała, czy w powietrze poleciały zęby, czy zapałki.

Po pokazie Kazek dostał awans. Na ćwiczeniach, manewrach i pokazach się skończyło.

– Gdy wyszedłem z wojska, miałem 21 lat i Boga raczej nie potrzebowałem.

Koledzy również Boga nie potrzebowali. Zaczęły się imprezy, alkohol i poker.

– W jedną noc wygrywałem pięć średnich pensji krajowych.

Z jego umiejętnościami stał się cenionym towarzyszem do wszelkich rozrób. Jednej nocy, gdy koledzy zaciągnęli go do dyskoteki, wyrównać rachunki, przyszły ksiądz, w ferworze walki, prawie zabił człowieka.

– Tej nocy coś we mnie pękło, ocknąłem się i postanowiłem coś ze swoim życiem zrobić.

Poszedł do technikum budowlanego. W szkole poznał starszą panią, która zaczęła go wypytywać o sens życia. Zaczęli dyskutować, a na koniec rozmowy Kazimierz został zaproszony, przez nowo poznaną staruszkę, do domu.

– Ze względu na jej wiek podrywania się nie obawiałem.

Spotkania stały się regularne, a im więcej ich było, tym więcej nań przychodziło ludzi. – Podobali mi się moi nowi znajomi. Byli porządni, ustabilizowani, a to, co mówili o życiu, Bogu i wierze, było dla mnie nowe i ciekawe.

Okazało się, że to Świadkowie Jehowy. Kazimierz przekomarzał się z wiarą. Wśród Świadków czuł się bardziej katolikiem, wśród katolików odwrotnie. Wyboru dokonał dzięki koledze z budowy. Ciągle się o tego Boga kłócili, starszy towarzysz nie mógł tych Świadków Kazkowi darować. W końcu zaprowadził go do kościoła.

– Myślałem, że będzie mi chciał udowodnić, że w kawałku hostii jest Bóg, denerwowało mnie to. Ale nie, on mi dał do ręki Pismo Święte i kazał przeczytać fragment z Ewangelii św. Jana: „Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym” (J 6, 54). I zapytał: czy tak czynisz. Tym mnie przekonał.

Kazek powoli zaczął myśleć o zakonie.

Były kobiety. Była ostatnia z nich...

– Powiedziałem jej, gdy się poznawaliśmy, że z nią ostatnią będę próbował ułożyć sobie życie. Jeśli coś nam nie wyjdzie, będzie to znak, że mam wybrać kapłaństwo. To była cudowna osoba, kochała mnie bardzo i zrozumiała, gdy tuż przed zaręczynami powiedziałem jej, że przepraszam, ale to nie jest to. Tamtego ranka bardzo mocno odczułem, że Bóg mnie zaprasza na drogę życia zakonnego.

Wybrał oblatów. Po dwóch latach miał kryzys powołania.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...