Gdzie diabeł nie może

Barczysty, serdeczny, z piorunującym uściskiem ręki, wita się ks. Kazimierz Tyberski, kapelan więzienny, kiedyś skoczek w oddziałach Czerwonych Beretów. Tygodnik Powszechny, 26 kwietnia 2009


– Pod koniec posługi na jego nabożeństwa przychodziło ok. 300 skazanych.

– Na początku nie wiedziałem, jak dotrzeć do tych ludzi. Nie mogłem stanąć i powiedzieć im, że Bóg ich kocha i wszystkim wybaczy. To ich nie interesowało! W więzieniu jest bardzo mało osób, które szukają Boga. Więzień to egoista, on szuka sposobów, jak polepszyć sobie warunki odsiadki. Musiałem im coś dać.

Kapelan wymyślił komputery. Małymi krokami zorganizował pracownię, w której można było się nauczyć pracy na różnych programach, głównie graficznych.

– To ich interesowało, to była przynęta. Spędzaliśmy ze sobą osiem godzin dziennie, oni musieli się na mnie otworzyć.

Grupa Tyberskiego, bo tak ich nazywano, zaczęła się rozrastać. Na zajęcia zaczęli przychodzić wolontariusze, studenci.

– Oni dla wielu więźniów stali się wzorem. Wychodziłem z założenia, że jeśli ktoś jest wyrwany z marazmu celi, z bagna surowych relacji międzyludzkich i zostanie otoczony dobrem, to powoli zacznie to przez niego przenikać.

Staszek, skazany za morderstwo: – Na początku komputery mnie nie interesowały, ale wydawało mi się to ciekawsze niż cela. Tyberski miał do mnie dobre podejście, czekał na mnie i nic nie wymuszał, ale nie tolerował kombinowania. Zaufał mi. Dzięki naszym wspólnym rozmowom otwarłem oczy. Przed spotkaniem tego człowieka moje czyny były mi obce, nie docierało do mnie, co zrobiłem. Zrozumiałem, że zabiłem człowieka, że żyłem w kłamstwie, które mnie zgubiło.

Dzisiaj Staszek pisze pracę magisterską, zakłada rodzinę. Innym razem do kapelana w Iławie przyszedł skazany, który w bestialski sposób zabił człowieka. Morderstwo było tak dobrze przygotowane, że nie było dowodów ani śladów. Morderca został skazany w procesie poszlakowym, na podstawie zeznania człowieka, którego prosił o pomoc w ukryciu ciała ofiary. Przez telefon powiedział: „Pomóż zakopać mi to gówno!”.

W więzieniu funkcjonował jako człowiek niewinny. Zgłosił się zainteresowany komputerami. – Przyszedł i powiedział mi: „Ksiądz! Tylko bez jakiejś indoktrynacji! Ja w Boga nie wierzę!”. To był człowiek bardzo agresywny i butny. Miał przygotowaną listę ludzi, których obwiniał za swoje skazanie. Po wyjściu chciał ich zabić. W sumie nie powinienem był go brać do siebie. Odpowiedziałem mu: „Gadamy o Bogu czy o komputerach?”. Z czasem zaczął przychodzić na Mszę. Po paru miesiącach poprosił mnie, żebym był jego spowiednikiem.

Najpiękniejsze spowiedzi słyszałem w więzieniu. Tam dialog Boga i człowieka jest bardzo mocny, dotyczy przecież najcięższych win. Podczas swojej spowiedzi opowiedział mi o swoich czynach, co zaowocowało jego przyznaniem się przed sądem więziennym.

Ale on wciąż czuł się daleko od Boga. Zapytałem go, czy przyznał się przed rodziną. Zasmucił się bardzo, ale... napisał do rodziny swojej ofiary list, nawiązał się między nimi dialog, w odpowiedzi na listy rodzina ofiary mu wybaczyła.

Parę dni przed Wigilią, Tyberski zaprowadził swoich podopiecznych do domu seniora. Trzydziestu moich bandziorów, ja i staruszkowie. Ufałem moim chłopakom, a oni to docenili. To była piękna wigilia. Były kolędy, opłatek, a na koniec wszyscy grzecznie wrócili do cel. Następnego dnia jeden z więźniów uciekł.

Złapano go po krótkim czasie. Gdy go przyprowadzono do Iławy, dyrektor więzienia zapytał, dlaczego nie uciekł dzień wcześniej, podczas Wigilii w domu seniora, gdzie warunki do ucieczki były dużo lepsze. Odpowiedział mu: – Księdzu się takich numerów nie robi.

Dzisiaj ks. Kazimierz Tyberski pracuje we Wrocławiu.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...