Religia narodów

Ks. Grzegorz Ryś, historyk Kościoła: "Wiara jest relacją człowieka z Bogiem i ludzi wobec siebie – w Bogu. Jeśli się ją urzeczowi, dochodzi do degeneracji." Tygodnik Powszechny, 3 maja 2009


Maciej Müller: Opisując religijność Polaków, operujemy czasem zbitką „Polak-katolik”. Jak Ksiądz ocenia takie pomieszanie rzeczywistości religijnej i narodowej – czy nawet nacjonalistycznej?

Ks. Grzegorz Ryś: W tym pytaniu brzmi teza nie do końca uprawniona i raczej niesprawiedliwa. Charakterystyczne, że słowo „naród” jest zawarte w nakazie misyjnym Chrystusa: „Idźcie i nauczajcie wszystkie narody”. To nie jest sformułowanie przypadkowe: wiara jest głęboko osobistą postawą; przeżywana jest jednak we wspólnocie; więcej: jest wspólnototwórcza.

Wspólnota narodowa jest dla człowieka bardzo ważna. Wyposaża go w szereg darów, począwszy od języka, w którym zakodowany jest z kolei cały system wartości, pamięć, kultura, tradycja, korzenie. Miłosz pisał, że słowa „Prawda” i „Sprawiedliwość” piszemy zawsze i spontanicznie dużą literą – bo język sam prowadzi nam rękę.

Czy to wszystko ma znaczenie dla przeżywania wiary?

A po co w dzień Pięćdziesiątnicy Apostołowie otrzymali dar języków? Widocznie ważne było to, żeby mogli przemawiać do ludzi, do których zostali posłani, w ich własnych językach. Nie musi być więc tak, że synteza wartości narodowych i wiary jest zagrożeniem dla tej ostatniej. Jest dokładnie na odwrót. Wiara dochodzi do człowieka, który jest „konkretny” – także przez przynależność do wspólnot, w których żyje. Przekaz wiary dociera do człowieka, który dojrzewa, wychowuje się w rodzinie i w narodzie. Z kolei przyjęta wiara pozwala dobrze przeżywać więzi rodzinne i narodowe.

W czasach nowożytnych Rzeczpospolita była przedmurzem chrześcijaństwa, broniącym go przed islamem; przeżyliśmy zabory i zniewolenie komunistyczne, podczas których Kościół i wiara przyczyniły się do ocalenia narodu. W rezultacie element religijny bardzo silnie sprzągł się z byciem Polakiem. Czy historia nie nauczyła nas jednak być wierzącym przeciw komuś?

Wiara pozwoliła Polakom przejść przez sytuacje dramatyczne. Ks. Tischner mawiał, że nasz Kościół nie zrodził wprawdzie wielkiej myśli teoretycznej, ale zawsze przynosił ludziom Nadzieję. Spójrzmy choćby na wieki XIX i XX: ludzie przychodzili do Kościoła nie po to, by szukać wysublimowanej konstrukcji teologicznej, ale po doświadczenie nadziei.

Nie wolno się wyrzec tego dziedzictwa; trzeba je w dojrzały sposób podjąć w nowych czasach. Świat robi się ruchliwy, życie – globalne. Tylu Polaków wyjechało za granicę, w Polsce gościmy z kolei wielu przybyszów (także katolików), wiążących swoją teraźniejszość z naszym krajem. Katolik, Polak, musi się odnaleźć w takiej rzeczywistości. To, co jest naszą tradycją, musi być podejmowane nie na zasadzie kalkowania dawnych postaw.

Czyli jak?

Weźmy taki przykład. W czerwcu zacznie się w Kościele Rok Kapłaństwa, a Benedykt XVI jako patrona tego czasu proponuje św. Jana Vianneya. Czy naśladowanie Proboszcza z Ars ma polegać na tym, by kopiować jego praktyki ascetyczne (np. jeść przez cały tydzień raz ugotowane ziemniaki)? Czy raczej na tym, by znaleźć własną formę realizacji tych samych wartości, które zbiegają się w słowie asceza?... Ideały i motywacje pozostają niezmienne; formy realizacji muszą być indywidualne.

Tradycja polskiego katolicyzmu ma wiele nurtów. Jan Paweł II w „Pamięci i tożsamości” wskazał, że jemu osobiście najbliższa była tradycja jagiellońska. To tradycja Kościoła funkcjonującego w państwie wielonarodowym i wielowyznaniowym. W państwie, którego władca mówił: „nie chcę być królem waszych sumień” i którego obywatele sami uchwalili w 1573 r. niezwykłej treści akt tolerancji, jakim była tzw. konfederacja warszawska – nie dlatego, że toczyły się wojny religijne, ale po to, aby ich nie było w przyszłości.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...