Przypowieść o zakochanym księdzu

Spór o publikację „Beskidzkich rekolekcji” wiele mówi o tym, jak postrzegamy kapłanów: czy mogą tęsknić za relacją pełną intymności i czy mogą się temu pragnieniu oprzeć. Tygodnik Powszechny, 5 lipca 2009


To oczywiście wspólny refren wszystkich zakochanych i Merton wszedł w najstraszliwszą być może udrękę dojrzałego okresu swego życia. Pisał w dzienniku, że był udręczony stopniowym uświadamianiem sobie faktu, że zakochuje się w niej, i nie wyobrażał sobie, jak mógłby bez niej żyć. „Wyrwanie z własnej jaźni” sprawia, że nie możemy po prostu żyć dalej tak, jak gdyby nic się nie stało. Nie możemy udawać, że nigdy nie spotkaliśmy danej osoby i że możemy wrócić do naszego starego życia emocjonalnie nienaruszeni.

Paradoksy wyłączności

Kiedy ksiądz się zakocha, dosyć szybko dochodzi do przekonania, że wynika to z kryzysu powołania. Z dużym prawdopodobieństwem możemy jednak powiedzieć, że nigdy wcześniej nie czuł się tak bardzo pełen życia i energii. Może odczuwać, że ta miłość jest tym właśnie, czego szukał albo na co czekał przez całe życie. Nie wyobraża sobie, że może podjąć ryzyko jej utraty, nie niszcząc siebie. I wtedy najczęściej stawia pytanie na ostrzu noża: „zostać czy odejść?”. Każdy, kto w takich momentach towarzyszył zakochanemu księdzu, wie, że w jego życiu rozgrywa się dramat. W takim okresie doświadcza rozdrażnienia, ulega frustracji, „wysycha na oczach”.

Na początku warto jednak przeformułować pytanie, bo chociaż zakochany ksiądz przeżywa kryzys, to problem nie dotyczy tego, czy ma pozostać, czy się ożenić, ale tego, czy jest w stanie pozostać na poziomie przyjaźni. Trzeba bowiem rozeznać, czy przeżywa się kryzys powołania, czy kryzys intymności. Odpowiedź nie przyjdzie z głowy, a problemu nie rozwiąże długi jogging i zimny prysznic.

Tym bardziej że może ona przybrać postać paradoksu: naszym zadaniem nie będzie rozwiązanie owego konfliktu w jedną bądź drugą stronę, ale jego zawarcie w sobie. Jak odkrył to na własnej skórze amerykański trapista, pragnienie, w przeciwieństwie do współczucia, dotyczy rozeznania, nie oderwania. Merton, jako „bystry facet” i uczciwy mnich, chciał przeżywać namiętność bez przywiązania i to stanowiło dla niego esencję intymności.

Margie słusznie zwróciła mu uwagę na fakt, że nie można kogoś szczerze i prawdziwie pragnąć, i nie być do niego przywiązanym. Zakonnik dał się miotać wewnętrznym wątpliwościom, ale doświadczenie zakochania dało mu w końcu – jak napisał jeden z jego przyjaciół – „wewnętrzne wyzwolenie, które nadało mu nowe poczucie pewności, bez potrzeby nieustannej czujności oraz bezbronności w swoim powołaniu i w głębi samego siebie”.

Uczenia się intymności nie można potraktować jak „emocjonalnej turystyki”, zrezygnowanie z intymności z powodu lęku przed kłopotami jest jednak emocjonalnym samobójstwem. Trzeba podążyć za „głosem ekstazy”, ale w niej nie zostać. „Zastanawiam się – pisała mniszka Teishin do „św. Franciszka buddyzmu zen”, mistrza Ry?kana – czy radość widzenia ciebie nie jest snem, z którego się jeszcze nie budzę”. To również koan dla zakochanego księdza...

*****

Źródła:

Bł. Jordan z Saksonii, „Najdroższej Dianie...”, „W drodze”, Poznań 1998.

J. H. Griffin, za głosem ekstazy. Pustelnicze lata Thomasa Mertona”, „Homini”, Kraków 2004.

R. J. Gilmartin, „Droga do pełni życia”, „Jedność”, Kielce 2000.

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...