Belgijski łącznik

W tamtych czasach polski ksiądz cicho czytał łacińskie teksty, podczas gdy lud śpiewał pobożne pieśni lub odmawiał różaniec. Dzwonek ministranta pięć razy przerywał te śpiewy i sygnalizował wiernym, co się przy ołtarzu dzieje. Tygodnik Powszechny, 9 sierpnia 2009


Przygotowanie polskiego wydania opat zlecił młodemu zakonnikowi Karolowi van Oost. Długotrwałe prace nad przekładem i wydaniem mszału zaowocowały mnóstwem kontaktów. Ojciec Karol wiedział, że pojedzie do Polski, zaczął się nawet uczyć języka polskiego. W opactwie pojawiła się myśl fundacji w Polsce.

O. Karol po raz pierwszy do Polski przyjechał w 1928 r. Był oczekiwany przez środowisko ks. Władysława Korniłowicza i Lasek, Bibliotekę Wiedzy Religijnej w Warszawie u hr. Tyszkiewiczów, przez „Odrodzenie” (w Belgii poznał o. Karola prezes Stefan Swieżawski), przez warszawskie Towarzystwo Muzyki Liturgicznej z ks. Henrykiem Nowackim jako prezesem, przez siostry Niepokalanki i Zgromadzenie Sacré Coeur.

Wymieniam te środowiska – wszystkie one wpisały się w nurt odrodzenia katolicyzmu w przedwojennej Polsce. Tam formowały się elity, które poważnie wpłynęły na kształt polskiego katolicyzmu. Niepokalanki i siostry Sacré Coeur wykształciły całe pokolenia wspaniałych polskich kobiet. O. Karol spotykał się z nimi wszystkimi.

Nawiązany kontakt będzie owocował, kiedy po krótkim pobycie w Belgii, ojciec Karol zostanie wysłany do Polski na dłużej. Mowa była o dwóch latach. Miał wspierać benedyktyński klasztor w Lubiniu (w Wielkopolsce) i myśleć o nowej fundacji. W Lubiniu nie spotkał się ze zrozumieniem ani życzliwością.

Nie miejsce na szczegółową opowieść o dziejach ojca Karola. Poprzestańmy na opisie jego postaci pozostawionym przez znającego go od lat trzydziestych o. Pawła Szczanieckiego:

„...utkwił nam w pamięci jako wysoki, dorodny mężczyzna. Jego głowa, podłuż­na, bez kości policzkowych, odróżniała go od Słowian. Sylwetkę van Oosta nazywano hiszpańską, podkreślano jej elegancję. Z usposobienia był o. Karol wesoły, przyjazny, spragniony życz­liwych uczuć. Oczy jasne, baczne, lecz opanowane, patrzyły z głę­bi w głębie. Wygląd o. Karola zdradzał przynależność do innej rasy, wyróżniał się zresztą także na tle belgijskim. Indywidual­ność, uformowana według benedyktyńskiego wzoru, manifesto­wała kulturę zachodnią. Liczył o. Karol ówcześnie dwadzieścia osiem lat, a zaczynał »okres polski«, który trwał omalże równie długo”.

Tymczasem docierał wszędzie, gdzie mówiono w języku francuskim. Siłą rzeczy wszedł więc w środowisko arystokracji i ziemiaństwa. Prowadził niezliczone rekolekcje, czasem nawet dla kilkunastu osób. Niepostrzeżenie powstawało w Polsce środowisko zafascynowane duchowością benedyktyńską. Jełowiccy, Lubomirscy, Sobańscy pomogli mu stworzyć „oblatów świeckich”, jakby „świecki zakon” związany regułą, zobowiązany do odmawiania specjalnego brewiarza.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...