Tańczyć poza korowodem

Wreszcie będę mógł robić to, czego zawsze pragnąłem. Ja się urodziłem dla teorii. Nigdy nie byłem ani wikarym, ani proboszczem, dlatego nie mogłem być szczęśliwym biskupem. Tygodnik Powszechny, 6 września 2009


Ale sekularyzm rozumiany jako obojętność, brak powołań do seminariów i zakonów, jako spadek uczestnictwa w niedzielnych Mszach, czyli życie takie, jakby Bóg nie istniał...

Były w historii Kościoła czasy znacznie gorsze, bardziej sekularystyczne. Weźmy Oświecenie. Ja wyznaje zasadę wahadłowości. Nadejdzie czas powrotu, ale w odnowionej formie.

Czego dziś się oczekuje od biskupa: ma być organizatorem czy świadkiem wiary?

Biskup musi być tym wszystkim. Sam tego doświadczyłem. Nigdy się nie spodziewałem, że biskupstwo tak bardzo nauczy mnie praktyki życia. Oczekiwano ode mnie i musiałem się starać o przyjęcie do szpitala chorej w stanie terminalnym, o pracę, o sprawiedliwość dla kogoś pokrzywdzonego itd. Oczekiwano ode mnie protekcji, na co się zresztą nie godziłem. Spadały na mnie rzeczy, na których nigdy się nie znałem.

Pewnie też i finanse diecezji.

Miałem i mamy do dziś wspaniałego ekonomistę. Jeśli miałem jakieś idee, to on je urzeczywistniał. Diecezja nigdy nie miała długów. Wiele otrzymaliśmy od naszych braci z Zachodu. Żadnych podatków kościelnych u nas nie ma. Nie ma tego, że parafia musi płacić określoną kwotę „od duszy”. Wprowadzenie tego systemu budziło obawy wśród księży, bo „podatek” daje pewność co do finansowej podstawy diecezji. Naciskali na mnie, ale nigdy się na to nie zgodziłem. Nowemu powiedziałem, żeby i on nie uległ.

A utrzymanie seminarium, domu księży-rencistów?

Na to są kolekty, np. raz w miesiącu na seminarium. Zlikwidowaliśmy też zbieranie pieniędzy podczas kolędy. To się nazywa „wizyta duszpasterska”, a potem się zgarnia pieniądze.

Będąc na KUL-u, pomagałem przyjacielowi-proboszczowi w kolędzie i wiedziałem, że tak nie może być. Namówiłem go na eksperyment. Ogłosił, że na kolędzie pieniędzy nie zbieramy, a kiedy zakończymy odwiedzać wioskę, będzie „kolekta kolędowa”. Nikt nie będzie moralnie przymuszony, ofiary będą wrzucane anonimowo. Te pieniądze były potem dzielone po jednej trzeciej: dla księży, dla służby kościelnej i dla Caritasu. No i więcej zebrali na tej kolekcie, niż zbierali po kolędzie. Na Synodzie zostało wpisane do Statutów Diecezjalnych, że nie wolno zbierać po domach.

Ta sprawa wiąże się z moim przeżyciem osobistym. Jeszcze przed wojną po kolędzie chodził nasz proboszcz, który oczywiście wszystkich doskonale znał. W niedzielę ogłaszał z ambony, kto ile ofiarował. Mój ojciec pracował w Hamburgu i do domu przyjeżdżał w soboty. Kolędę mieliśmy w piątek i mama nie miała pieniędzy. Zapewniła proboszcza, że ofiarę przyniesie w niedzielę, kiedy mąż przyjedzie i przekaże po Mszy św. Tymczasem w niedzielę proboszcz ogłasza, kto ile dał. „Alfons Nossol – nic”. Dla ojca było to bardzo bolesnym upokorzeniem. Wspominał mi o tym, kiedy byłem księdzem.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...