Piąta Ewangelia

Franciszek mówił o radości, która nie rozmija się z krzyżem. Ofiara, jaką składa się Bogu, musi być radosna – choć nie musi być przyjemna. Dzisiaj myli się nam radość z przyjemnością. Jemu się nie myliło. Tygodnik Powszechny, 4 października 2009


Tomasz z Celano, biograf Franciszka, cytuje takie jego słowa: „Jeżeli dusza jest zapłakana, zmartwiona, zgryziona, da się ona pochłonąć przez smutek albo pociągnąć do próżnych uciech. Jeżeli sługa Boży czuje jakiś niepokój (...), powinien natychmiast modlić się (...) i pozostać w obecności Ojca aż do chwili, gdy On mu zwróci zbawienną radość”. Z „Kwiatków” znamy opowieść o radości doskonałej: Franciszek nazywa tak sytuację, w której bracia zostają wyrzuceni spod bramy klasztoru i obici kijem. Tłumaczy: „Z żadnych darów Bożych nie możemy się chlubić, gdyż nie są one nasze (...). Lecz krzyżem udręki i utrapienia możemy się chlubić, nasz bowiem jest”. Kojarzy się to z cierpiętnictwem...

To nie jest pochwała cierpiętnictwa. Franciszek to człowiek, który jest symbolem radości, choć otrzymał stygmaty. Mówi o radości, która nie rozmija się z krzyżem. W czasie „Asyżu w Krakowie” jeden z rabinów przypomniał, że nauczyciele prowadzili dzieci żydowskie do komór gazowych, śpiewając i tańcząc wraz z nimi. Ofiara, jaką się składa Bogu, musi być radosna – choć nie musi być przyjemna. Dzisiaj myli się nam radość z przyjemnością. Franciszkowi się nie myliły.

We wspomnianej opowieści z „Kwiatków” Franciszek wymienia najpierw wiele zjawisk, które nie są powodami do radości: że franciszkanie potrafiliby tak nauczać, żeby nawrócić wszystkich niewiernych, że mówiliby językiem Aniołów, że potrafiliby prorokować... Nie, prawdziwa radość jest wtedy, kiedy człowiek potrafi znieść upokorzenie. Puka do bramy i słyszy: „Idź precz!”. My szukamy radości na zewnątrz: sprawiają nam ją wielkie czyny, szóstka w szkole, pochwała od szefa... A spokój ducha burzy nagana od szefa albo brak spodziewanych sukcesów. Franciszek mówi: szukaj źródła radości w sobie.

Kiedy człowieka spotyka upokorzenie, modli się, aby Bóg je odsunął. Franciszek modliłby się dziękczynnie?

Tak – żeby być w zgodzie z Ewangelią, którą czyta bez dodatkowych interpretacji i obłaskawień. Musi nadstawić drugi policzek. A wyrzuty sumienia czuje, kiedy go nie nadstawi.

Przed podróżą na górę Alwernię, gdzie otrzymał stygmaty, Franciszek modlił się, żeby mógł doświadczyć bólu, jaki cierpiał Chrystus, ale też żeby czuł tę miłość, którą On czuł na krzyżu. To też prośba o radość?

Jeśli ktoś nosi odciśnięte na sobie rany Chrystusowe, to znaczy, że głęboko doświadczył tajemnicy krzyża. Krzyż jest zawsze czymś osobistym. Człowiek czasem staje w obliczu takich sytuacji – w życiu Franciszka to np. chwile, w których zderzał się z niezrozumieniem w swojej wspólnocie, był kwestionowany i odrzucany. Jedyną odpowiedzią jest tajemnica krzyża, która daje doświadczenie pokoju wewnętrznego.

Innymi słowy sytuacja krzyżowa to coś, co jest niespodziewane, nieracjonalne, co mnie przekracza, ale od czego nie mogę uciec. Jedyne, co mogę zrobić, to wejść w nią w duchu Chrystusa, który nie cofnął się przed krzyżem i go przyjął. Moment, który owocuje stygmatami, choć nie zawsze je widać.

Pokój ducha płynie z najgłębszego doświadczenia wiary – bo w takiej sytuacji człowieka stać na zawierzenie Bogu. Wiem, że mnie kochasz, i nawet teraz potrafię zaufać twojej miłości. To na pewno nie jest przyjemne. Radosne, owszem.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...