Musieliśmy tu zostać

Do kościoła św. św. Apostołów Piotra i Pawła w Przemyślanach, nieopodal Lwowa, zbliża się pierwszy parafianin. W jednej dłoni laska, w drugiej sporych rozmiarów wiązanka witek wierzbowych (może ktoś zapomni palmy, to będzie jak znalazł). Don BOSCO, 5/2009



To babcia im opowiadała o Bogu, prowadziła do kościoła, podtrzymywała tradycję, uczyła polskiego. Na szczęście ojciec nie przeszkadzał. „Ten zalążek wiary, ale także polskości był w nas przez te wszystkie lata, choć same sobie go nie uświadamiałyśmy – opowiada Natalia.

– Mnie o wiele więcej czasu i trudu zajął powrót do tych korzeni, choć właściwie zawsze czułam, że to we mnie jest. Musiałam jednak spróbować innych dróg. Bardzo się buntowałam. Szukałam też w innych kościołach, chodziłam do cerkwi prawosławnej. W końcu jednak wróciłam. Do domu. Na dobre. I czuję, że to jest moje miejsce”.

Irena jest organistką, a Natalia lektorką podczas mszy, w których zawsze biorą udział wspólnie z dziećmi Ireny (wychowywanymi już w tradycji katolickiej) i z babcią, która nie kryje szczęścia, że mogła doczekać takich czasów (kiedyś musiała dojeżdżać z wnuczkami po kilkadziesiąt kilometrów na mszę, a bywało, że autobus ich nie zabierał, jak kierowca widział, że wychodzą z kościoła). Ich rodzice po latach, dzięki modlitwom córek, wzięli ślub sakramentalny. Ojciec już nie żyje, zmarł jednak w stanie łaski uświęcającej, a mama jest praktykującą katoliczką.

To wszystko było możliwe dzięki determinacji salezjanów, którzy na początku lat 90. ubiegłego wieku, czyli jak tylko było to możliwe po upadku komunizmu, postanowili, że trzeba jechać do Polaków na Wschód. To wokół nich i dzięki nim ożywa, a właściwie wychodzi na światło dzienne i tradycja, i wiara. Ich kościół jest żywotny, a liczba wiernych zwiększa się.

Na Zachodzie kościoły pustoszeją i zamienia się je na muzea lub burzy, tu księża walczą o odzyskiwanie kościelnych budynków i z fabryk, magazynów zamieniają je na powrót w miejsca modlitwy, zapełniające się ludźmi, którzy doświadczyli już dramatu świata bez Boga, tej niewyobrażalnie bolesnej pustki i beznadziei. Rzecz jasna ten proces nie dzieje się ani szybko, ani łatwo, ani bezboleśnie. Wymaga i trudu, i ofiary, i ogromu modlitwy. Ale już teraz jest Bogu za co dziękować.

Rok 1992

Pierwszy do Lwowa przyjechał ks. Andrzej Baczyński w 1992 r. Stamtąd dojeżdżał do Przemyślan. Po roku dołączył do niego, obecny proboszcz, ks. Piotr Smolka, który zaczął pomieszkiwać „u ludzi”, bo wtedy w Przemyślanach nie było ani plebani, ani klasztoru, ani nawet kościoła. Teraz jest wszystko. W kościele, pozbawionym wieży, była czynna fabryka. Kiedy ks. Piotr zamieszkał w Przemyślanach, wtedy na dobre zaczęły się starania o odzyskanie kościoła.

Opowiada, jak w tym czasie odprawiał mszę św. pod wiatą na cmentarzu lub pod drzwiami kościoła, nawet w 20-stopniowym mrozie. Co ciekawe nigdy się nie zdarzyło, żeby ktoś się rozchorował. A wiernych przybywało. Na cmentarzu odbywały się chrzciny, śluby, pierwsze komunie święte. Aż w końcu, w 1997 r. udało się odzyskać świątynię, a właściwie to, co po niej zostało.

„Tam pracowały ciężkie maszyny, były zrobione dwie kondygnacje – opowiada ks. Piotr – a sam budynek był właściwie w ruinie. Ale weszliśmy i zaczęliśmy się tu modlić. Jeszcze na dole pracowała fabryka, a my na górze już odprawialiśmy msze. Najpierw jednak zrobiliśmy nabożeństwo przebłagalne za to, co ludzie zrobili z tego świętego miejsca.”



«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...