O homoseksualizmie jeszcze inaczej

Homoseksualiści byli, są i będą. Mają pełne prawo protestować przeciwko ich prześladowaniu i upokarzaniu, nie mogą być zmuszani do ukrywania swojej orientacji seksualnej, z którą wielu czuje się bardzo dobrze. Propagowanie jednak homoseksualizmu jako orientacji normalnej (nie mylić z naturalną) uważam za szkodliwe. Znak, 1/2007




Czynników pozabiologicznych, mających wpływ na orientację seksualną, wymienia się sporo, wśród nich dużą rolę przypisuje się środowisku społeczno-kulturowemu. Linda D. Garnets, psycholog z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles stwierdza, że „obecnie większość naukowców zgadza się, że zachowanie człowieka jest odbiciem zarówno biologicznych, jak i środowiskowych czynników. Innymi słowy nie jest tak, że jakiś gen lub hormon po prostu uruchamia przełącznik i zmienia orientację z heteroseksualnej na homoseksualną. A więc, jakkolwiek możliwy jest wpływ na rozwinięcie określonej orientacji seksualnej genów lub hormonów, to wpływ ten zawsze jest pośredni i silnie uzależniony od środowiska społecznego”. Co więcej, Garnets zauważa, że „dostępne dane wskazują, iż niezależnie od typu determinacji, skłonności seksualne nie mieszczą się w dychotomicznym podziale męski–żeński. Pociąg do kobiet lub pociąg do mężczyzn stanowią bieguny, między którymi rozpościera się całe spektrum orientacji i zachowań seksualnych z biseksualistami lokującymi się pośrodku”. Nie oznacza to oczywiście, że liczebność osobników na obu biegunach jest identyczna.

Ponieważ środowiska homoseksualne przypisują jednak dominującą, jeśli nie jedyną, rolę czynnikom biologicznym (genetycznym) w określaniu orientacji seksualnej, należy się zastanowić nad klasyfikacją tych czynników, a przede wszystkim rozważyć, czy powodowane przez nie skutki mieszczą się w ramach normy czy też stanowią wadę lub patologię. Tu wkraczamy na śliski grunt, ale nie można tego uniknąć, jeśli chce się rozważać problem nieco głębiej. U człowieka wyróżnia się dziś około 5 tysięcy wad genetycznych, prowadzących lub, w pewnych okolicznościach, mogących prowadzić do patologii, także behawioralnych. Wszystkie te patologie są naturalne, ale oznaczają odejście od stanu określanego jako normalny, który w wypadku różnych cech różnie się określa. Ważną rzeczą, którą dla celów tej dyskusji należy przypomnieć, jest to, że w ramach tak zwanej normy mogą się mieścić rożne warianty tej samej cechy, np. kolor oczu, co oznacza występowanie w populacji różnych wariantów genów te cechy determinujących – genetycy nazywają to zjawisko polimorfizmem. W wypadku zmian w genach prowadzących do wad mówią oni o mutacjach (z punktu widzenia biochemicznego są to tego samego typu zmiany w DNA, co w wypadku polimorfizmu, ale zmiany polimorficzne nie mają niepożądanych skutków fizjologicznych).

Otóż homoseksualizm jest często przedstawiany, zwłaszcza przez środowiska osób o tej orientacji, jako przejaw właśnie polimorfizmu, a nie patologii (powołują się przy tym na przyjętą na kongresie Amerykańskiego Stowarzyszenia Psychiatrów w 1973 r – w drodze głosowania (!) – opinię, że homoseksualizm nie jest chorobą): po prostu jedni są heteroseksualni, inni homoseksualni, podobnie jak w populacji mamy blondynów i brunetów czy ludzi niebiesko- i brązowookich (typowe cechy polimorficzne). Takie rozumowanie jest błędne. Homoseksualizm nie jest cechą polimorficzną, ponieważ, gdy jest konsekwentny, prowadzi do bezpłodności. Bezpłodność, gdy powodują ją wszystkie przyczyny inne niż orientacja homoseksualna, traktowana jest jako patologia. To, że homoseksualiści chcą adoptować dzieci, wskazuje, iż działa w nich instynkt rodzicielski, którego nie mogą realizować wskutek swojej orientacji. Świadczy to o sprzeczności między sytuacją, w której się znaleźli, a ich potrzebami psychicznymi. Podejmowane są próby leczenia homoseksualistów w kierunku zmiany orientacji, ale ocena skuteczności tych prób daleka jest od jednoznaczności. Grzegorz Lewicki („Znak” nr 4/2006) przytacza dane wskazujące na skuteczność takich terapii u tysięcy osób, ale polemizujący z nim Michał Godzic słusznie zauważa, że na terapię zgłaszają się osoby, które mają problemy z akceptacją swojej orientacji seksualnej, często bardzo poważne. Ostrzega się też przed poddawaniem osób takiej terapii pod presją. Wspomniany wyżej J. A. Stewart twierdzi, że może ona prowadzić do poczucia winy, depresji, a nawet samobójstwa, gdy terapia okaże się nieskuteczna lub gdy osoby te mają kłopoty z podtrzymywaniem przez następne lata zmienionej wskutek terapii orientacji. Dodać też trzeba, że duża liczba homoseksualistów dobrze się czuje ze swoją orientacją i ani myśli o jej zmianie.
«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...