Prawda

Nie prawda dowodów, prawda teczek, źródeł, prawda tysięcy małych i jako tako pozbieranych do kupy faktów, ale prawda opromieniona miłością. Jeśli ktoś woła „prawda was wyzwoli”, a ma tylko suche dowody – kłamie. Tylko taki jedyny paradygmat jest cokolwiek wart i nie podlega falsyfikacji. Znak, maj 2007




Niezapomniany ksiądz Józef Tischner napisał kiedyś po góralsku, że istnieją trzy rodzaje prawdy: świenta prowda, tyz prowda i gówno prowda! Właśnie w drugiej z tych kategorii mieści się Piłat i cały postmodernizm. Ale pierwsza i trzecia to kwestia wiary, niekoniecznie w Boga, a już na pewno niekoniecznie w dobrego Boga.

Prawda i dobro

Jest wielką pokusą wybrnięcie z tych dylematów przez postawienie znaku równości między prawdą a dobrem. Prawda jest tym, co czyni dobro albo pozwala mu się rozprzestrzeniać. Kłamstwo pomaga złu. To bardzo piękne, ale wtedy zamiast pytać „cóż to jest prawda?”, tak samo wątpiąco musimy spytać o dobro. Tu znowu nieuchronnie pojawia się kwestia wiary: czy istnieje dobro absolutne, jak je nazwać, jak się objawia, komu służy? Najstraszniej karykaturowały tę postulowaną jedność dobra i prawdy znane nam dotkliwie XX-wieczne totalitaryzmy. Prawdziwe jest to, co służy naszemu narodowi! Albo: prawda to wyzwolenie proletariatu przez walkę klas! Wtedy już można bez wyrzutów sumienia posyłać innych do gazu albo budować łagry. Ale nie można odmówić racji tomistom, kiedy powiadają, że prawda i dobro – z osobna dla nas nie zawsze rozpoznawalne – zbiegają się dopiero w Bogu i tam osiągają nierozdzielną jedność. A więc – gdy tylko oderwiemy się od poziomu prostej naoczności, widzimy, że również prawda nie jest z tego świata.

Nie przepadam za tomizmem, też tym z przedrostkiem „neo-”. Jest w nim duch pobożnej buchalterii, w którym duchowe „winien” musi zgadzać się z nadprzyrodzonym „ma”, a dobra Bozia wciąż wysyła swojego anioła, aby przeprowadzał dziateczki kładką ponad przepaścią i łaskawie spełnia modlitewne życzenia poczciwców. W świecie po Holokauście i Gułagu taki zbożny ład nie jest już możliwy, chociaż tęsknota za nim płynie ze skołatanego serca każdego z nas, cierpiących. Ale właśnie w kwestii prawdy nie można odmówić neotomistom racji; właśnie po Holokauście i Gułagu. Bo jej zjednoczenie z dobrem i miłością w tym, co nadprzyrodzone – a więc niepoznawalne – jest jedyną szansą na jakiekolwiek ocalenie pojęcia prawdy inaczej rozumianej niż u postmodernistów, a więc i u Piłata. Ale nie zawsze i nie byle jak. Jeśli uznamy, że prawda zbiega się z dobrem w tym, co nadprzyrodzone i raz na zawsze dane w objawieniu, to mamy do czynienia z dogmatem, z musztrą serca i bezdusznym ćwiczeniem umysłu w odklepywaniu podanych do wierzenia formułek. Jeśli natomiast uznamy, że tym, co nadaje sens prawdzie i ma nad nią prymat, jest miłość, wtedy staniemy twarzą w twarz z opowieścią o Chrystusie. Bóg tak ukochał stworzone przez siebie grzeszne i niedoskonałe istoty, że posłał Syna, aby solidarnie dzielił ich los i umarł najbardziej okrutną i hańbiącą ze śmierci. A jednocześnie by własnym przykładem pokazał im, jak żyć w tym jednocześnie odrażającym i pięknym świecie, jak być solidarnym z tymi, co są na dole. Tak można najkrócej streścić to, w co wierzymy. Reszta jest liturgią. Nie ma innej religii, innej opowieści o Bogu zstępującym na ziemski padół, tak przepojonej miłością i solidarnością. Dlatego trzeba w nią wierzyć. A jednocześnie nie ma innej przykładającej do nas – ułomnych – tak wysoką miarę. Dlatego tak trudno w nią uwierzyć, a jeszcze trudniej naśladować. Tylko wtedy można właściwie zrozumieć Jego słowa: „jam jest prawda” i inne „prawda was wyzwoli”. Ale tylko prawda w miłości. „Miłość cierpliwa jest, miłość dobrotliwa jest (…). Nie postępuje nieprzystojnie, nie szuka swego, nie unosi się, nie myśli nic złego (…). Wszystko zakrywa, wszystkiemu wierzy, wszystkiego się spodziewa, wszystko znosi” – pisze święty Paweł z talentem wielkiego poety. Nie prawda dowodów, prawda teczek, źródeł, prawda tysięcy małych i jako tako pozbieranych do kupy faktów, ale prawda opromieniona miłością. Jeśli ktoś woła „prawda was wyzwoli”, a ma tylko suche dowody – kłamie. Tylko taki jedyny paradygmat jest cokolwiek wart i nie podlega falsyfikacji. Ale jakiż on trudny… Być może wręcz niemożliwy. Ale jeśli wciąż nam świeci, to znaczy, że świat jeszcze nie całkiem upadł. Jak kiedyś napisała Edyta Stein: „Jeśli ktoś szuka prawdy, to znaczy, że szuka Boga, choć może jeszcze o tym nie wie”.
«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...