Prawda

Nie prawda dowodów, prawda teczek, źródeł, prawda tysięcy małych i jako tako pozbieranych do kupy faktów, ale prawda opromieniona miłością. Jeśli ktoś woła „prawda was wyzwoli”, a ma tylko suche dowody – kłamie. Tylko taki jedyny paradygmat jest cokolwiek wart i nie podlega falsyfikacji. Znak, maj 2007




Prawda terrorystów

Najczęściej mamy jednak w otaczającym nas świecie do czynienia z prawdą bez miłości. Jest to gorsze od postmodernizmu, bo ten przynajmniej wie, że każdy ma coś do powiedzenia, chociażby do wybełkotania, nawet „mądry inaczej”. I każdy będzie miał przyznane mu pięć minut, więc niech zna swoje miejsce w szeregu, bo inni też czekają na swój czas w długiej kolejce do trybuny. Prawda, która nie zna miłości, nie dopuści do głosu jakiejkolwiek prawdy innej, a postmodernistyczne „tyz prowda” ma za niegodne kapitulanctwo. To jest prawda dogmatów, prawda fundamentalistów, prawda fanatyków; zawsze należy do pierwszej lub trzeciej z Tischnerowskich kategorii, nigdy do środkowej. Gotowa iść na wojnę na czele nawet garstki zwolenników, gdy garstka urasta w armię, mamy prawdziwą wojnę i prawdziwą krew, na co przykładów we współczesnym świecie – nie przywołując nawet okrutnego wieku minionego – aż nadto. Kiedy zwolenników brakuje, dopomina się namolnie o uznanie, czasem chodzi od domu do domu, nawet gdy zamykamy przed nią drzwi, czasem na falach radiowych przebije się przez szum eteru albo na papierze przez bełkot gazet. Im bardziej uparcie ktoś głosi, że posiadł jedyną prawdę, tym bardziej trzeba się go wystrzegać. Nie mając miłości, pragnie wytępić tych, których nie nawróci. Taka jest prawda bolszewików, także prawicowych. Albo terrorystów.

W wersji słabszej – a może raczej trochę ucywilizowanej – uznaje zasadę kontradyktoryjności, jak w sądzie wie, że oskarżonego należałoby wysłuchać przed wyrokiem, a może nawet zezwolić na adwokata. Ale i tak jest przekonana o słuszności swoich podejrzeń, wyrok wydała, gdy tylko zasłyszała o sprawie, najwyżej trzeba sprytnie dopisać uzasadnienie. Zna polityczną poprawność, nie szemrze przeciw demokracji, dopuszcza pewien zakres wolności; jednak to wszystko jest dla niej hamulcem, ale nie drogowskazem. Taka prawda może od biedy służyć sprawiedliwości, ale nie potrafi czynić dobra, bo nie zna miłości. To jest prawda gawiedzi, prawda prokuratorów amatorów, którzy rozmnożyli się nad podziw nie tylko w ostatnich czasach, ale chyba zwłaszcza w naszych okolicach. Jedna z przypowieści o mądrym błaźnie Stańczyku powiada, że wykazał on królowi, że najwięcej w Polsce jest lekarzy amatorów. Może i tak było, ale od dawna zajął to miejsce pełen podejrzeń oskarżyciel wystraszony rzeczywistością świata, którego nie rozumie.

Ale jak postępować w państwie demokratycznym, które swoje prawa uchwala w parlamencie, a nie wyprowadza ich z objawienia, równouprawnia różne religie, podobnie jak niedowiarstwo i ateizm? Miłość i prawda nie należą do porządku wolności i demokracji, ale do porządku wiary. Za to pytanie Piłata jest dzieckiem wolności, która jest także pluralizmem prawd. Wtedy pozostaje tylko uczciwość. Jeśli jest opromieniona miłością płynącą z wiary, tym lepiej. Ale nie każdy człowiek uczciwy musi wierzyć w Chrystusa. Uczciwość należy do porządku postmodernistycznego, a przynajmniej demokratycznego. Jeśli wierzy w prawdę splecioną z miłością, to smętnie przyznaje, że wszyscyśmy grzeszni, więc radykalizm miłości jest atrybutem boskim. Na naszym padole wszelki radykalizm prowadzi do bolszewizmu, więc uczciwość go unika. Obojętnie – wierzy czy nie wierzy – uznaje nasze zdolności umysłowe za ograniczone i stąd nie zamierza dochodzić jednej i tylko jednej prawdy, wie, że prawd cząstkowych może być wiele, należy więc uważnie wsłuchiwać się w głosy innych, poddać swoją prawdę próbie falsyfikacji, a jeśli trzeba, to mieć dość odwagi, aby zmienić zdanie. Stąd rozumie, że sito – jakim usiłujemy oddzielić złote ziarna prawdy od piachu codzienności – jest dziurawe, więc nie wpada we wściekłość, jeśli na innym sicie coś innego zostanie odsiane. Jest skromna, nienapastliwa, trzyma się faktów, choć ich nie absolutyzuje, jeśli coś obieca, to dotrzyma. I tak dalej, i tak dalej…

Można powiedzieć, że uczciwość jest protezą miłości w świecie kalekim, bo doczesnym. Na pewno jest jednak dzieckiem miłości, albo przynajmniej jej odległym blaskiem, znów więc znajdujemy się w sednie sprawy.

***


JERZY SURDYKOWSKI - ur. 1939, pisarz, publicysta, obieżyświat. W latach 1980–1990 wiceprezes SDP. W latach 1990–1996 konsul generalny RP w Nowym Jorku, od 1999 do 2003 roku ambasador RP w Tajlandii, Birmie i na Filipinach. W roku 2005 ukazała się jego powieść SOS, a ostatnio tom esejów filozoficznych Wołanie o sens.
«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...