Głos słychać, ale nikt już nie mówi

Autor profesjonalista, który powinien pisać regularnie i bez większego znużenia, rezygnuje często szybciej niż pisarz z poczuciem posłannictwa. Pisarz spełniający misję chce do ostatniego tchu jeszcze coś mówić. Znak, 06/2007



Kwestia szlifowania tekstu odsyła nas wprost do problemu pojmowania pisania jako zawodu. Gdybyśmy przyjęli, że tworzenie literatury jest pracą, milczenie twórcy można byłoby tłumaczyć jako przejście na emeryturę. Takie prozaiczne ujęcie kłóci się jednak z tradycyjnym polskim pojmowaniem pisarza jako wieszcza, tworzącego w natchnieniu, mającego do spełnienia misję.

Pamiętajmy jednak, że archetypowy wieszcz polski Mickiewicz też w pewnym momencie porzucił literacką aktywność dla aktywności politycznej i pracy duchowej w kręgu Towiańskiego. Sama towiańszczyzna jest zresztą klasycznym przykładem zbiorowego działania, które rości sobie prawo do objęcia całości zaangażowanego w nie człowieka. Jak pisarz w takie koło wejdzie, jego twórczość musi zejść na plan dalszy. Aby podobny nacisk przetrwać, trzeba mieć bardzo silnie rozwinięte przekonanie, że misję społeczną pełni się przede wszystkim w roli pisarza, a nie w działalności bezpośredniej.

Ciekawym przykładem jest Herbert, który spośród współczesnych miał chyba największe poczucie posłannictwa. Przyjrzyjmy się jednak, w jaki sposób i w jakim stopniu pełnił on swą misję w latach 90. Działania Herberta były bardzo kontrowersyjne, a jego publicystyka głosiła inne hasła niż poezja. Ostatnio recenzowałem bardzo interesujący doktorat poświęcony poezji senilnej i działalności okołoliterackiej Herberta w ostatnich latach życia. Autorka pracy podkreśla, że w poezji z niesłychaną konsekwencją konstruował on obraz starego poety i wskazywał jego powinności. Tworzył pewien model godnego umierania. Natomiast w publicystyce Herbert szarpał się niesłychanie, obrażał swoich przyjaciół z opozycji, bywał skrajnie niesprawiedliwy w ocenach. Więc i tu działanie bezpośrednie kłóciło się z twórczością, jakkolwiek – na szczęście – nie spowodowało, że zamilkł poeta, a pozostał zacietrzewiony publicysta.

Zaprzeczeniem Herbertowskiego modelu twórcy pełniącego misję jest pisarz zawodowiec, ale takie podejście w Polsce zdarza się niezmiernie rzadko. To ciekawe, że autor profesjonalista, który powinien pisać regularnie i bez większego znużenia, rezygnuje często szybciej niż pisarz z poczuciem posłannictwa. Pisarz spełniający misję chce do ostatniej chwili, do ostatniego tchu jeszcze coś mówić, podczas gdy zawodowiec w pewnym momencie może stwierdzić: „chwileczkę, ale to mnie już przestało obchodzić, chcę przejść na emeryturę”. „Zawodowstwo” może zresztą dotyczyć tylko pewnej części dzieła: na przykład Maciej Słomczyński rozstał się w pewnej chwili z kostiumem Joe’ego Aleksa, w którym zarabiał mnóstwo pieniędzy jako autor powieści detektywistycznych, ale pozostał przy pracy tłumacza – mniej intratnej, ale bardziej ambitnej i związanej z misją przyswajania polszczyźnie arcydzieł.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...