Rowerem z Krakowa do Monachium... Papieskim szlakiem?

A dlaczegoż by drogi rowerowej Benedykta nie przerzucić do Polski i nie połączyć ze szlakiem Jana Pawła, zamkniętym w formule tzw. pociągu papieskiego? Znak, 06/2007





Oprócz zaufania do badań socjologicznych opłaca się też zawierzyć rozumowi. A ten również podpowiada, że częste kontakty osobiste przyczyniają się do poprawy wzajemnego wizerunku. Ba, uodparniają obywatelskie społeczeństwa na niebezpieczeństwa zarażenia się wirusem dywergencji rodem z elit politycznych. Kiedy przykładowo pod koniec lat 90. stosunki niemiecko–francuskie popsuły się do tego stopnia, że liczba polityków znad Sekwany składających wizyty w Berlinie ustępowała mrowiu uśmiechniętych twarzy polityków z Polski, nad Renem nie zaprzestano objadać się francuskim serem, popijać burgunda czy bordeaux. Nie zmniejszyła się też liczba wycieczek do Paryża czy do Prowansji, a leniwe przejażdżki łajbami po Kanale Burgundzkim niezmiennie trzeba było rezerwować z trzymiesięcznym wyprzedzeniem. Podobnie Francuzi z niezmąconym spokojem przekraczali Ren i oblegali niemieckie sklepy w wolnych u siebie od pracy dniach.

Nie oszukujmy się jednak: zewnętrzne ramy wyznaczające i częściowo stymulujące kontakty Polaków z Niemcami, inaczej niż w wypadku Niemców i Francuzów, są ograniczone. Odmienność kulturowa obydwu nacji rzeczywiście rzuca tu kłody pod nogi. Zdecydowanie większa mobilność, aktywność sportowo-rekreacyjna Niemców nie sprzyjają naturalnemu i spontanicznemu nawiązywaniu kontaktów. Podobieństwo pejzażów obydwu krajów nie kusi naszych sąsiadów do przyjazdu nad Wisłę. Niezbyt wcelowana w masowego przeciętnego niemieckiego „odbiorcę” promocyjna oferta Polski trafia do specyficznej grupy – rosnącej liczbowo masy niemieckich rencistów, którzy za mniejsze pieniądze niż u siebie wymieniają u polskich stomatologów uzębienie lub kurują w bąbelkach na Pomorzu Zachodnim swoje sześćdziesięcioletnie ciała. Wyraźnie odczuwalny jest brak atrakcyjnych masowych propozycji uwzględniających masowego turystę teutońskiego. W efekcie około 25 procent Niemców nie miało żadnych kontaktów z Polską. I większość z nich ma z nią negatywne skojarzenia. To o nich pisała Grafin Doehnhof, że bliżej im do Indii, Chin czy do Nowej Zelandii niż do Polski. Z kolei armia legalnej, półlegalnej lub nielegalnej emigracji zarobkowej czy masy rodaków zanurzające się w łapczywym shoppingu w Berlinie lub pobliskich hurtowniach są niewspółmierną do aspiracji 40-milionowego kraju awangardą nakręcającą liczbę „turystów” przekraczających Odrę na zachód.

Dlaczegoż by więc nie wykorzystać tego niewytłumaczalnego prezentu historii, jakim jest bliskość pontyfikatów Polaka i Niemca, i nie rozszerzyć tym spirytualnym spoiwem owych ram dla bezpośrednich kontaktów polsko–niemieckich?

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...