Rewolucja cielesności

Chrześcijanie starają się o zbawienie duszy, doskonalą życie duchowe i zmierzają do uduchowienia całego życia. Tak pojmowana duchowość niewiele ma wspólnego z chrześcijaństwem, które akcentuje, że celem ludzkiego życia nie jest trwanie w stanie czystego ducha, ale zmartwychwstanie ciał. Znak, 10/2007




„Jeśli bowiem Bóg połączył się z naturą ludzką w tej pełni duszy i ciała oraz – po poddaniu się śmierci fizycznej w tejże samej naturze ludzkiej – powrócił do życia znów w swym ciele przemienionym, lecz nie odrzuconym, to jest rzeczą niemożliwą twierdzić, że element materialny w naturze ludzkiej jest zły bądź też nieistotny” – podkreśla anglikański teolog tomista Erich L. Mascall [6] . I rzeczywiście, wśród chrześcijan nikt już tego wprost nie sugeruje. Pozostaje jednak język otwarcie dyskredytujący cielesność, a także – co może jeszcze bardziej istotne – teologia, której celem jest nie tyle przebóstwienie człowieka w jego cielesności, ile likwidacja cielesności przez jej roztopienie (lub wręcz zastąpienie) w duchowości (można to określić antropologicznym monofizytyzmem).

Teologia taka – a może lepiej powiedzieć: taki styl duszpastersko-duchowy – oznacza nieustanne wyprowadzanie człowieka z tego, co codzienne, materialne ku temu, co duchowe. Zwyczajne, codzienne człowieczeństwo ma uzyskiwać sens dopiero na poziomie duchowym. Macierzyństwo, ojcostwo, małżeństwo rozumiane jest wyłącznie jako obraz tego, co ponaddoczesne, ponadzmysłowe, duchowe wreszcie, a tym samym pozbawione zostaje własnej treści i znaczenia.

Naturalne ojcostwo czy macierzyństwo jest więc tylko obrazem tego, czym obie te relacje stać się mogą w wymiarze ponadzmysłowym, zapowiedzią ojcostwa i macierzyństwa duchowego, które jako jedyne mają zawierać w sobie pełną prawdę o człowieczeństwie. To, co duchowe, przyćmiewa to, co materialne, przesłania je sobą i staje się pierwotne. Przykładem takiego myślenia może być książka Katriny J. Zeno Podróż kobiety. Autorka tak jest bowiem pochłonięta wychwalaniem duchowego sensu kobiecości, że niemal niknie jej z oczu wymiar biologiczny. „Podczas, gdy niektóre kobiety powołane są do bycia matkami biologicznymi, każda nosi w sobie powołanie do macierzyństwa duchowego, ponieważ jest ono wpisane w strukturę kobiecego jestestwa” [7] – stwierdza. Problem polega tylko na tym, że nie ma nic takiego jak czysto duchowe macierzyństwo czy ojcostwo. Oba te powołania realizują się bowiem w konkrecie materialności, w nużącej codzienności. Nie ma ich bez podcierania pupy niemowlakowi, zmieniania pieluszek, kłótni z rozwrzeszczanym czterolatkiem czy łez wylanych przy łóżku chorego. Pominięcie tego ziemskiego wymiaru ojcostwa i macierzyństwa, zastąpienie go wyidealizowaną, pozbawioną cielesności duchowością oznacza w istocie unicestwienie tego, co w nich istotne. Albo ujmując rzecz jeszcze bardziej otwarcie: jeśli nie jesteśmy gotowi na bycie biologicznym ojcem i matką, jeśli brzydzi nas kał, mocz i inne wydzieliny dziecka, jeśli nie wyobrażamy sobie własnego poświęcenia dla dziecka i uciekamy przed tego typu wyzwaniami – to wszelkie opowieści o macierzyństwie, ojcostwie czy nawet miłości duchowej można włożyć między bajki. „Kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi” (1J 4, 20). Chrześcijańska miłość, powołanie realizuje się bowiem w konkrecie materialności. Nie jest to bezcielesna miłość do duszy czy ducha, ale konkretne działanie na rzecz konkretnych osób. Inne rozumienie chrześcijańskiej miłości sprowadza nas na manowce pewnej formy manichejskiego dualizmu antropologicznego.




[6] E. L. Mascall, Chrześcijańska koncepcja człowieka i wszechświata, tłum. H. Bednarek i S. Zaleski, Warszawa 1986, s. 28.
[7] K. J. Zeno, Podróż kobiety, tłum. E. Baraniecka, Poznań 2007, s. 52.


«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...