Czy należy bać się Strachu?

Istotniejsze niż samo kontynuowanie intelektualnej debaty na temat Strachu jest dotarcie do obojętnych wobec niej mas, skrytych za zawoalowanym w Polsce antysemityzmem. Dotarcie na poziom małych, lokalnych społeczności. Znak, 6/2008



Chmielnik to czterotysięczne miasteczko, odległe 120 kilometrów od Krakowa. Wypełnione w lecie budki z piwem zaświadczają o wysokim tu bezrobociu. Nad miastem góruje barokowy kościół. W jego cieniu rzuca się w oczy restauracyjny szyld: "Cymes". To jedyna w województwie świętokrzyskim knajpa z żydowską kuchnią. W odpowiedniej odległości od kościoła Świętej Trójcy stoi podniszczona synagoga z czterospadzistym dachem. Na uroczym, schludnym ryneczku wzrok przykuwa stylizowany pomnik Nike z Samotraki wzniesiony ku czci poległych w II wojnie. Przed wojną Chmielnik liczył 10 tys. mieszkańców, z tego aż 8 tys. wyznania mojżeszowego. Dziś nie ma już ani jednego. Ale lokalna społeczność w większości prostych ludzi "oddolnie" włączyła do kolektywnej pamięci miasta żyjących tu kiedyś Żydów. Co więcej, na kanwie jubileuszu 450-lecia uzyskania praw miejskich burmistrz, choć nie bez obaw, odważył się zorganizować tu Żydowskie Dni Kultury. Chciał w ten sposób oddać hołd przodkom, którzy przed nim zasiadali w miejskiej radzie, sprawując głównie funkcje skarbników i sekretarzy, "bo burmistrzem zawsze był Polak" – dodaje. Od tej pory święto polsko-żydowskie zadomowiło sie na stałe w kulturalnym repertuarze miasta. Bez udziału znanych, ale przyjezdnych artystów. Bo żydowska przeszłość jest w Chmielniku rekonstruowana wyłącznie lokalnymi siłami. Do tego przedsięwzięcia włączył się również miejscowy proboszcz. W barokowym kościele rokrocznie rozbrzmiewa kadisz w jidysz i po hebrajsku. I jest odprawiana msza święta w intencji byłych żydowskich sąsiadów. "Bez polityki i ideologii" – tłumaczy proboszcz i dodaje: "Bo to jest normalny ludzki odruch, żeby pamiętać o naszych dawnych współmieszkańcach".

W Chmielniku to "odgrzebywanie pamięci" zaczęto od szperania w źródłach, wyciągania informacji od starszego pokolenia, czytania starych pamiętników i dzienników, żeby dowiedzieć się, jak toczyło się tu zwyczajne żydowskie życie, jak wyglądał żydowski targ, sklepy, domy. W odsłaniającej się przed mieszkańcami historycznej panoramie miasta zakotłowało się od żydowskich garbarzy, szewców, kupców drzewem i hodowców gęsi. Nierzadko pamięć polskich mieszkańców Chmielnika zawiodła ich prosto pod żydowski dach, splatając ich indywidualne losy z nacją żydowską. Sędziwy Kazimierz Górski wspomina: "Mój ojciec uczył się na krawca u Żyda. A potem jego żona dogryzała mu: »Papa szyje tak, że materiał się rwie, ale guzik zostaje«". A inny mieszkaniec Chmielnika, 75-letni Kazimierz Stradomski, przyznaje: "Kiedy jechałem ze stryjkiem furmanką, Żyd był tym, który wyszedł na ulicę i pozdrowił, mówiąc: »dzień dobry panie Konarzewski«. Jakiż sklepikarz wygramoli się dziś na ulicę, żeby się przywitać?". Waldemar Kwiatkowski, jeden z "motorów" Dni Kultury, uświadomił sobie natomiast, jak to w trzecim pokoleniu jest bezpośrednio uczniem żydowskich muzykantów, których kapele przygrywały na katolickich weselach chmielnickich, "Składając się nieodłącznie z akordeonu, klarnetu, skrzypiec i bębna. I wygrywając hitową wówczas polkę-szabasówkę".

.

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...