Ewa Demarczyk

Miałem ten podwójny, czarny album Demarczyk, koncertowy. Że czarny, Prawdę mówiąc, nie było potrzeby dodawać. Wszystkie albumy Ewy Demarczyk, a było ich dwa, były czarne. Kiedyś w ogóle wszystkie płyty były czarne. Ale też czerń była szczególną domeną Demarczyk, jej jasną stroną. Znak, 7-8/2008



Skrupulatny skryba mógłby odnotować, że kiedyś rzekomo wystąpiła na festiwalu w Opolu albo że udzieliła wywiadu jakiejś, dajmy na to, „Gazecie Wywiadowczej”. Ale to wszystko było na początku, więc się nie liczy, choć skrupulatność bywa potrzebna, nie ma co.

Ze spraw, które pozostawię niezałatwione na tej ziemi, przynajmniej jedną już teraz można wskazać. Nie wpadnę do Tomaszowa na jeden dzień, który byłby może bardzo potrzebny. Może tam jeszcze robi zdjęcia moja praktica zawodowa...

Pasją fotografowania zaraziłem się od Ojca, kiedy osiągnąłem wiek licealny. Który rychło okazał się wiekiem wagaroidalnym, ale o tym może przy innej okazji. Niewiele było na świecie pasji, które mój Tato, ten nieodrodny syn pługa i spawarki, uznawał za stosowne dla młodzieży męskiej, ale akurat fotoamatorstwo tak. Sam ukończył jakiś kurs na fotografa, kiedy w Pekaesie otworzyła się przed nim szansa awansu na inspektora ruchu drogowego. Taki już był, że kiedy trzeba było przeciąć tregrę, robił kurs szlifierza, a kiedy trzeba było tę tregrę zespawać, szedł na kurs dla spawaczy. Zgromadził więcej dyplomów ukończenia kursu niż ja dyplomów sportowych łącznie z literackimi. I jako inspektor ruchu drogowego dokumentował wypadki drogowe, portretował zmiażdżone syreny i garbate warszawy zepchnięte do rowu przez dominujące samce typu star 25. Dominujące na Drogach, bo co się w owych ciekawych czasach działo w garażach, to ja już nie wiem. W Pekaesie Ojciec miał ciemnię i dostał do użytku aparat służbowy. Chyba nawet sam ten aparat kupił za państwowe pieniądze. Prakticę!

Był rok 1964. Dobry rok dla mojego Ojca. Zaczęło się może nie najlepiej – w lutym urodziłem się ja, szósta gęba do wyżywienia. Choć skłonny jestem podejrzewać, że jednak się ucieszył, tym bardziej, że przecież na razie nie okazałem się dziewuchą. Pięć dni później mój dziadek, a jego teść, raczył zakończyć swój żywot w całej rozciągłości. Wygląda na to, że wolał na mnie nie patrzeć. Ale zachowuję jakąś sympatię dla dziadka Władysława, przynajmniej było na czyj grób chodzić na Wszystkich Świętych, bo inaczej to wszyscy musielibyśmy chodzić na grób Urszulki, a trudno by było całej, skomplikowanej jak mapa dróg wojewódzkich rodzinie pomieścić się wokół takiej małej mogiłki. Zaraz potem Ojciec mój musiał dostać jakąś liczącą się podwyżkę, bo zaczął inwestować w przyszłość. Kiedy umarł, po stypie wziąłem sobie na pamiątkę po nim trzy rzeczy. Napoczętą paczkę foxów, które zresztą dość szybko wypaliłem, kiedy skończyły się marlboro, samochodowy atlas Polski i zegar.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...