Wejście Smoka

Rok 2008 wyniósł Chiny na czołówki gazet z różnych powodów. Od krwawego stłumienia zamieszek w Lhasie, poprzez trzęsienie ziemi w Syczuanie, aż po pekińskie igrzyska olimpijskie. Czy stanie się cezurą w procesie tworzenia nowego światowego mocarstwa? Znak, 7-8/2008



Tak jak wiktoriańska Anglia była motorem światowej gospodarki i tak jak tę rolę pełniły przez dziesięciolecia Stany Zjednoczone, tak dziś serce globalnej manufaktury zaczyna bić nad Jangcy. Nie powinno więc nikogo dziwić, że Chiny, zyskując miano kraju, którego wkład w światowy wzrost jest największy, wysunęły się też przed Stany Zjednoczone w mniej chlubnej kategorii największego truciciela atmosfery. Chiny produkują większość towarów w porażającej liczbie kategorii, od telewizorów, po buty i zabawki. Ale warto pamiętać, że nadal wartość produktów przemysłowych wytwarzanych w Ameryce jest wyższa; więcej produkuje także Japonia. Chiny robią wrażenie monopolisty w światowym handlu, a tymczasem ich import–eksport nie dorównuje jeszcze ani Niemcom, ani Stanom Zjednoczonym. Jeszcze pięć lat temu ważniejszym od Chin partnerem handlowym dla Unii Europejskiej była... Szwajcaria. Mimo tych porównań osłabiających mocarstwowy wizerunek azjatyckiego Smoka żadna z tradycyjnych potęg gospodarczych nawet nie zbliża się do chińskich statystyk wzrostu gospodarczego w ostatnim ćwierćwieczu. Choć, to prawda, dla Chin punktem wyjścia była nędza, a od dna przecież odbić się najłatwiej.

Nie oznacza to jednak, że chiński cud gospodarczy nie zasługuje na podziw. Mimo powiększających się różnic ekonomicznych w chińskim społeczeństwie czterysta milionów ludzi zostało tam wydźwigniętych w ostatnich piętnastu latach ponad oenzetowski pułap biedy. Rozwój gospodarczy owocuje też rozwojem społecznym, zwłaszcza w zdyscyplinowanym narodzie, wychowanym w konfucjańskiej kulturze posłuszeństwa i pracowitości. Dotychczasowy sukces chińskiego przemysłu opierał się na taniej sile roboczej. Zachód pokładał więc nadzieję w tym, że przerzuci do Chin prymitywniejsze elementy procesu produkcji, zachowując dla siebie bardziej zyskowne etapy projektowania czy marketingu. Ta strategia już zaczyna się kruszyć.

Kraj, w którym rewolucja kulturalna niemal zmiotła z powierzchni ziemi szkolnictwo wyższe, jest dziś największym na świecie „producentem” absolwentów uniwersytetów. W 1999 roku zaledwie 10 procent chińskiej młodzieży szło na studia; w 2006 roku odsetek studentów wynosił aż 21 procent, co stanowi fenomenalne osiągnięcie. Jeszcze w 1996 roku pięć tysięcy chińskich studentów uzyskało stopień doktora, co stanowiło połowę liczby absolwentów tychże studiów w Wielkiej Brytanii. Za rok czy dwa doktorskie studia ukończy w Chinach pięćdziesiąt tysięcy osób, bijąc dotychczasowego lidera w tej klasyfikacji, Stany Zjednoczone. Oczywiście w porównaniach trzeba pamiętać o różnicach w ogólnej liczbie populacji w tych krajach, ale znaczenie mają także wartości bezwzględne. Wynika z nich to, że Zachód nie może zakładać utrzymania swojej roli gospodarczej na podstawie stereotypu własnej intelektualnej wyższości i niskich kwalifikacji zawodowych chińskiego społeczeństwa.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...