ONZ, polityka i prawa człowieka

Przez pewien czas po upadku żelaznej kurtyny zachowywaliśmy się na Zachodzie, jakbyśmy ciągle śpiewali: „we are the champions”, „we are the world”; wydawało się nam, że uosabiamy intencje całej społeczności międzynarodowej, która może jest słaba, może niedomaga, ale my potrafi my ją niejako wyręczyć. Znak, 12/2008



To wszystko ma swój praktyczny wyraz w tym, o co Pan pyta: w naszym negatywnym stosunku do dwóch bardzo ważnych porozumień międzynarodowych, które zmierzają do ograniczenia czy wyeliminowania broni niehumanitarnej, broni niedyskryminacyjnej – takiej, która nie odróżnia cywilów od żołnierzy. Chodzi o konwencję ottawską o zakazie min przeciwpiechotnych i konwencję dublińską, która niedawno została przyjęta jako zwieńczenie procesu z Oslo zmierzającego do eliminacji broni kasetowej.

To, że Polska nie wykazuje najmniejszej gotowości modyfikacji swojego negatywnego stanowiska wobec tych dwóch ważnych instrumentów międzynarodowych, jest dla mnie całkowicie niezrozumiałe. Nie ma operacyjnego uzasadnienia dla tych kategorii broni. Jeżeli z min przeciwpiechotnych zrezygnowała nawet Finlandia, która trzymała tę broń na wypadek próby ofensywy ze strony Rosji (a przy tym Finlandia nie jest członkiem NATO), to znaczy, że Finowie uznali, iż to jest już naprawdę niepotrzebne...

Jest to odzwierciedlenie słabszej wrażliwości Polski na kwestie moralne.

W to miejsce pojawił się język prymitywnej nierzadko Realpolitik oraz cynizmu w podejściu do praw człowieka. Pamiętam wypowiedź prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który widział nasz udział w wojnie w Iraku w tym, że pozycja Polski – powiedział to publicznie – zyskała na znaczeniu pośród najbardziej wpływowych grup na świecie… To nie tylko brak wrażliwości, to także brak wyobraźni: niektóre dziś popełnione błędy czy zaniechania wracają do nas i trzeba będzie za nie zapłacić. Nazywam to prymitywnym realizmem.

Fakt, że się upominamy o prawa Polaków na Białorusi, nie ma nic wspólnego z prawami człowieka – dbamy tu wyłącznie o polski interes narodowy. Tam, gdzie mowa o prawach człowieka, tam potrzeba postawy prawdziwie altruistycznej. Jeśli uda się z prawami człowieka pogodzić jakiś narodowy interes, to dobrze, ale to nie może być zasadniczym celem. Postęp w walce o prawa człowieka dokonał się dzięki polityce altruistycznej. Również Polskę powinno być na to stać. Warto być przyzwoitym także w polityce zagranicznej, bo to, długofalowo, zawsze się opłaca[2].

Czy wśród rozpoznawalnych w świecie postaci apelujących o poszanowanie dla praw człowieka są jacyś Polacy?

W latach 90. mieliśmy wielu dobrych ludzi. Zwłaszcza w ONZ i OBWE reprezentowali nas świetni specjaliści (Marek Antoni Nowicki, Marek Nowicki, Zdzisław Kędzia, Krzysztof Drzewicki, Roman Wieruszewski), nie brakowało też polityków, dla których prawa człowieka wiele znaczyły: wystarczy wspomnieć Tadeusza Mazowieckiego, Hannę Suchocką czy Bronisława Geremka.

Kiedy Krzysztof Skubiszewski obejmował urząd ministra spraw zagranicznych, stawiał na te kwestie duży nacisk. Legendą praw człowieka, walki o godność, wolność i sprawiedliwość był oczywiście Lech Wałęsa. I chyba można było wtedy mówić o „polskiej szkole praw człowieka”. Albo raczej: o grupie ludzi przekonanych, że prawa człowieka są ważne.

Dziś trudno wskazać polityka, który byłby zaangażowany w walkę o prawa człowieka. Bardziej interesuje nas bezpieczeństwo energetyczne lub system antyrakietowy. Nie ma, niestety, w Polsce osób, które z namysłem potrafiłyby upominać się o prawa człowieka lub choćby o samą przyzwoitość w polityce zagranicznej.

*****

ROMAN KUŹNIAR, prof. dr hab., wykładowca w Instytucie Stosunków Międzynarodowych UW
 




[2] Por. świetną pracę A. Bińczyk-Missali, Prawa człowieka w polskiej polityce zagranicznej po 1989 roku, Warszawa 2005.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...