O naturze azjatyckiej „obietnicy”

Potencjał i skala Azji przykuwały uwagę ludzi Zachodu co najmniej od średniowiecza. Jednych napawały lękiem, innych nęciły zapowiedzią bogactw, jeszcze inni postrzegali je przez pryzmat odmienności i egzotyki. Znak, 3/2009



Trudno wyrokować, czy przedstawicielom nowej azjatyckiej inteligencji i klasy menedżerskiej wystarczy taka formuła albo promowana w Azji Południowo-Wschodniej koncepcja demokracji kontrolowanej, czy też – niesieni falą sukcesów osobistych i zawodowych – sięgną po więcej. A rozbudzenie ich politycznych aspiracji i apetytów może okazać się czymś zupełnie naturalnym – w końcu coraz częściej będą studiować za granicą, a później pracować w centralach wielkich korporacji z siedzibą w Szanghaju lub Czengdu, dzieląc pomieszczenia biurowe z kolegami z Francji albo Czech.

Równie kluczową kwestią będzie wypracowanie formuł przełożenia nowej potęgi gospodarczej Azji na władzę polityczną i wpływy, zarówno w skali regionu, jak i globalnej. Czy Pekin zadowoli się supremacją gospodarczą czy też będzie szukał sposobów jej utrwalenia na mapie politycznej? Do jakiego stopnia jego konkurencja z Indiami i Japonią wpłynie na kształt architektury bezpieczeństwa w basenie Pacyfiku?

Jak może wyglądać współpraca z Amerykanami i Europą w tej części świata i poza nią? Podobne pytania można mnożyć w nieskończoność. Obaw nie brakuje, nie wiemy, jak się rozwiną nacjonalizmy azjatyckie, a potencjału konfliktów nie wolno lekceważyć. Doświadczenie historyczne podpowiada, że najniebezpieczniejsze bywają w dziejach momenty przesileń, gdy jedne państwa przegrywają wyścig (również w kategoriach przygotowań militarnych) i tracą pozycję hegemonów na rzecz innych.

Nieuniknione wydaje się zacieśnianie współpracy regionalnej, dla której punktem wyjścia mogą być struktury ASEAN (Stowarzyszenia Narodów Azji Południowo-Wschodniej); w instytucjach globalnych należy spodziewać się wzrostu znaczenia państw azjatyckich, być może całkiem rychłego przekształcenia G8 w większe gremium, poszerzenia Rady Bezpieczeństwa ONZ o Indie i Japonię, przejęcia funkcji kierowniczych w MFW lub Banku Światowym przez Azjatów (do tej pory absolutnie nie do pomyślenia!).

Zachód też będzie miał w tej materii do odegrania niemałą rolę – w końcu chodzi o łagodne, pozbawione gwałtownych wstrząsów zmiany w zarządzie wielkiej spółki, w której wszystkim nam przyszło żyć i pracować. Azjatycka „obietnica”, zgodnie z wariantem optymistycznym dalszego rozwoju wypadków, niesie ze sobą olbrzymie możliwości, wieńcząc obecny etap globalizacji. A wariant mniej optymistyczny?

Cóż, warto pamiętać prześmiewczą mądrość żydowskiej anegdoty o ziemi obiecanej, w której biblijną historię sprowadza się do gigantycznego nieporozumienia: otóż Mojżesz, jak chce tradycja, był jąkałą. Kiedy Bóg zapytał, jaki kraj chcieliby dla siebie Izraelici w nagrodę za zawarcie Przymierza, usłyszał w odpowiedzi kilkakrotne: „Ka… Ka… Kanaa…”, aż w końcu zniecierpliwiony darował im Kanaan. Jak wiemy, wynikłe z tego kłopoty trwają do dziś. A Mojżeszowi chodziło o Kanadę… W przypadku Azji podobna pomyłka nie wchodzi raczej w rachubę. Adres został podany czytelnie i prawidłowo. Problem tylko w tym, że może się okazać, iż „ziemia obiecana”, do której dojdziemy, będzie się bardzo różnić od ziemi obiecanej, do której dążyliśmy.

*****

TADEUSZ JAGODZIŃSKI , dziennikarz, b. pracownik Sekcji Polskiej BBC, absolwent London School of Economics and Political Science.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...