Dlaczego Wschód?

Co to znaczy „Wschód”? Najprościej rzecz ujmując, „Wschód” dla przeciętnego Polaka jest to teren rozciągający się za wschodnią granicą Polski, zamieszkiwany przez „rusków”. „Rusek” niekiedy okazuje się Ukraińcem, Białorusinem, Litwinem, Rosjaninem albo nawet Polakiem... Znak, 3/2009


 

2



Ciąg dalszy podróży. Przypomina mi się obrazek: jadę autobusem z Czerniowiec do Iwano-Frankowska. Wielkie wzgórza pokryte polami uprawnymi. Upał. Tłum ludzi w autobusie. Okna pozamykane. Autobus zatrzymuje się. Ludzie wsiadają. Ruszamy. Nagle ktoś woła, żeby jeszcze zaczekać, bo tam kobieta biegnie. Czekamy.

Po kilku sekundach nikogo nie ma. Po minucie nikogo nie ma. W końcu widzę na sąsiednim wzgórzu jakąś kobietę z nieodłącznymi torbami biegnącą w stronę autobusu. To na nią czekamy. Wszyscy milczą, nikt się nie buntuje, że tracimy czas. Jakby każdy czuł ciężar tych jej toreb, jakby go bolały jej nogi wykręcające się na żwirze, po którym biegnie, i jakby każdy współczuł jej doli, na pewno tragicznej historii, która spowodowała jej spóźnienie.

Na którymś z dłuższych przystanków przez autobus przechodzą żebracy. Najpierw matka z dzieckiem na rękach, potem ktoś z listem opisującym jego dzieje, potem młody mężczyzna o kulach, potem jeszcze ktoś niewidomy i jakiś mocno nietrzeźwy człowiek. Każdy dostaje jakieś pieniądze albo jedzenie, a dający nie jest osamotnionym naiwniakiem, frajerem.

Nędzy towarzyszy jakby wspólna niemoc – tych, którzy w niej żyją, i tych, którzy się jej przyglądają. Nie jest nieprawdopodobnym zjawiskiem, nie funkcjonuje gdzieś poza granicami miast, miasteczek, ale jest tu, obok najnowszych mercedesów, bmw, chryslerów, z którymi kontrast nikogo nie szokuje. Taka dola, taki Los. Nikt nic na to nie może poradzić, jak mówi refren jednej z piosenek: „… ja choroszaja, ja prigożaja, tol’ko dola takaja”.
 

3



Jadę dalej. Znów Ukraina. Mieszkamy u pani Broni, na wsi. Resztki po zjedzonym arbuzie od tygodnia leżą na stole, obsiadywane są przez coraz liczniejsze stado much. Któregoś południa do pani Broni przyjeżdża córka. Przyszła z koleżanką i z dwoma kolegami. Siedli wszyscy na schodach. Zachodziło słońce, więc zaśpiewali piosenkę na tę porę dnia. Na cztery głosy.

Tak śpiewali, że łzy zatkały nam gardła. Siedząc na schodach wychodzących na podwórko, patrzą przed siebie, na zachód, nie widząc niesprzątniętego z podwórka krowiego łajna, kurzych i psich kup, urządzili święto najczystszej muzyki. Do naszego wyjazdu śpiewali prawie nieustannie.

Chodziliśmy razem do sąsiednich wsi. Chodziliśmy po wielkim cmentarzu żydowskim, na którym wyrósł las i przez który (jak to często tutaj bywa) biegnie szosa; macewy wyglądały jak skały wyrastające spod zarośli, których były braćmi, po prostu kolejny ich gatunek.

A oni cały czas śpiewali. Pomiędzy jedną pieśnią a drugą opowiadali historie: część tych Żydów, co tu mieszkali, zapędzono do groty i zabetonowano. Innych rozstrzelano. Ci, co przeżyli, i ich dzieci mieszkali tutaj do niedawna. Ale teraz wyjechali do Izraela. Nikt na te groby nie przyjeżdża. I jeszcze inne historie opowiadali.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...