Jutro to teraz, tylko inne teraz

Przez dziesięciolecia tkwiliśmy w zamrażarce komunizmu i nagle spadł na nas z nieba nowy zaawansowany porządek, za którym stały setki lat ewolucji, zastępy specjalistów od ekonomii, psychologii społecznej, marketingu, reklamy itd. Byliśmy równie bezradni wobec nowego porządku jak Komancze, których zamykano w rezerwatach. Znak, 7-8/2009



Takie są zatem skrajności, między którymi rozdarty jest współczesny Europejczyk. Projekty wszelkich rozwiązań prawnych, społecznych i edukacyjnych zależą od tego, po której stronie tego konfliktu dana osoba lokuje samą siebie. I tu właściwie kończy się wszelka dyskusja. Która strona zwycięży w niedalekiej przyszłości? Wydaje się, że znaczną przewagę, zwłaszcza w nauce, ma teoria ewolucji. Co musiałoby się stać, by ludzie chcieli przejść na drugą stronę? Zabrzmi to prowokacyjnie i staroświecko, ale nie ma chyba innej pobudki niż ta, która sterowała Buddą – osobiste zetknięcie się ze śmiercią i z cierpieniem.

Mówiąc mniej dosadnie, chodzi o konfrontację z własnymi ograniczeniami, w wyniku czego człowiek odnajduje w sobie pewne tęsknoty. Trudność polega na tym, że szybkość życia, liczba stawianych przed nami wymagań sprawiają, że współcześnie nie ma właściwie kiedy odkryć tych tęsknot. Tu powracamy do kwestii zaburzeń uwagi, która, jak wiadomo, w swej optymalnej postaci jest wyróżnikiem mistyka. I rzecz zdumiewająca, w ostatnim czasie najwięcej prac z zakresu psychologii dotyczy właśnie uwagi.

Wielu psychologów (znów – nie tylko profesjonalnie zainteresowanych religią) sięga do tradycji buddyzmu, analizując kategorię mindfulness, którą Czesław Miłosz spolszczył jako uważność. Organizowane są konferencje, wykłady, w których dowodzi się, że ta uważność jest kluczem do psychicznej i fizycznej równowagi, do integracji osoby. I to narastające zainteresowanie psychologii religią naprawdę mnie zdziwiło. Wygląda na to, że człowiek potrzebuje religii jak kania dżdżu. A kiedy przychodzi kryzys, widać to jak na dłoni.

Na koniec popuśćmy wodze fantazji. Jak wyobrażam sobie świat w 2025 roku? Zakładając, że nie wydarzy się żaden całkowicie druzgocący kryzys w rodzaju wojny czy poważnej epidemii, przewiduję, że nasilą się tendencje dostrzeżone przez Huxleya i Deborda. Ludzie będą jeszcze bardziej podzieleni na kasty, które określać będzie status finansowy. Ważne zmiany będą pochodną przymierza pieniędzy i rozwoju technologicznego.

Najmocniej może się to odcisnąć na postępie biotechnologii. Ludzie zamożni będą jeszcze bardziej inwestować w zabiegi dające im wsparcie biologiczne – poprawianie wyposażenia genetycznego, operacje plastyczne, przedłużanie sprawności fizycznej. Nastąpi więc kolejny etap stratyfikacji społecznej, ale nie oznacza to koniecznie, że powiększać się będzie obszar biedy. Mam wrażenie, że poszerzy się raczej krąg ludzi średniozamożnych.

Zgodnie z przewidywaniami Huxleya, każdy będzie zadowolony z przynależności do swojej grupy. Zadowolony będzie kibic drugoligowej drużyny, że chodzi w dresie, pije swoją wódkę i spotyka się z kolegami, zadowolony będzie też intelektualista, że może czytać książki, chodzić do filharmonii i pić wytrawne wino. Tu sprawdzać się będzie socjologiczna zasada dyferencjacji.

Coraz bardziej rozbudowana będzie sieć powiązań jednostki ze światem mediów. Informacja docierająca do konkretnej osoby od producenta będzie coraz bardziej spersonalizowana, bo będzie on dużo więcej niż dziś wiedział o tym konkretnym Janie Kowalskim (m.in. dzięki tzw. portalom społecznościowym, które są tylko maszynami badającymi i zliczającymi preferencje).

Krótko mówiąc, urzeczywistniać i wypełniać się będzie najważniejsza współczesna dewiza cywilizacji Zachodu: „aby droga informacji o produkcie – od wytwórcy do konsumenta – była jak najkrótsza”. Każdy będzie uwięziony w bani z informacjami adresowanymi wyłącznie do tej jednej osoby i będzie nimi efektywnie powodowany. Informacje i usługi będą dobrze dopasowane do konsumenta i będą go prowadzić w kierunku, który jest atrakcyjny dla konkretnej jednostki i zgodny z interesami producentów. Czy to jest spiskowa teoria dziejów? Nie. To raczej neodarwinizm w wersji korporacyjnej.


BARTŁOMIEJ DOBROCZYŃSKI, dr hab., psycholog, pracuje w Zakładzie Psychologii Ogólnej UJ.



«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...