Miał Leszek Kołakowski nieprawdopodobny dar wygłaszania całego wykładu Na dopiero co zadany temat. Każdy temat wywoływał u Niego głęboką refleksję, a Profesor wyjawiał ją bez opierania się na usystematyzowanych notatkach, luźnych kartkach bądź wcześniej przygotowanych punktach. Znak, 9/2009
Nie ukrywajmy, Leszek – zanim zaczął „nauczać” wolności – sam musiał się jej nauczyć. Początek temu procesowi dał pobyt w Moskwie, a jego kwintesencją były stwierdzenia: „Herezje rodzą się przede wszystkim w szkołach partyjnych i w klasztorach” oraz „Heretycy są groźniejsi dla danej doktryny od jawnych wrogów”… Komentarz wydaje się zbyteczny. Cóż więc łączyło nie tylko Jego pięciu formalnie wypromowanych doktorów w Polsce, ale także niezliczone rzesze inteligencji na całym świecie?
Niewątpliwie bezkompromisowość, uczciwość wobec siebie i innych, rzetelność badacza, teoretyka i – wbrew pozorom – praktyka, o czym nie wolno zapominać, wreszcie nieustanne dążenie do prawdy. W ślad za Lessingiem i Kierkegaardem mawiał, że gdyby Bóg w prawicy swojej trzymał całą prawdę, a w lewej ręce jedynie dążenie do niej, bez wahania rzuciłby się ku lewej. To zrozumiałe, skoro zwalczał wszelki dogmatyzm… Mimo to znajdziemy w poglądach Kołakowskiego liczne wątki uniwersalne, a jest ich wiele, chociaż nie tworzą jakiejś spójnej teorii. Wskażę tu jeszcze jeden taki wątek. Powołując się na Pawłowy List do Rzymian, Leszek Kołakowski w wykładzie honorowego doktora w Gdańsku mówił o „Pochwale kosmopolityzmu”:
Nie ma sprzeczności nieuleczalnej między nastawieniem kosmopolitycznym w tych dziedzinach życia, gdzie jest ono dobrze uzasadnione, a przywiązaniem do własnego narodowego dziedzictwa… Potrzebujemy potężnych sił duchowych kosmopolitycznych, które w możliwie znacznym stopniu narzucałyby wędzidło etnicznym zaślepieniom…
„Hasła kultury zamkniętej w narodowej klatce, podobnie jak hasła autarkii gospodarczej, są niezawodnym przepisem na samobójstwo narodu…” – zakończył swój wykład Profesor.
Tym, co Go jeszcze charakteryzowało, była nieustanna walka o godność pojedynczego człowieka… Jeszcze przed, ale kongenialnie z soborową konstytucją Gaudium et spes pisał, że należy zwalczać nieprawdziwe czy niesłuszne poglądy, lecz godność krytykowanego – osobę – należy uszanować.
Można uznać, że Kołakowskiego – podobnie jak Immanuela Kanta – cechował prymat praktycznego rozumu nad teoretycznym. Cechowała Profesora bezkompromisowa uczciwość intelektualna, niecofająca się nawet przed skutkami, które mogłyby go w życiu codziennym narazić. Władza, żadna władza, nie mogła bezczynnie patrzeć na swojego krytyka, który nie cofał się przed czymkolwiek, co mogło zagrażać wolności i godności jednostki. Jego uczciwość i rzetelność intelektualna niejednokrotnie pozwalała Mu wycofywać się z poglądów raz głoszonych, które w rezultacie dalszych analiz nie wytrzymywały krytyki. To był zawsze dowód niebywałej odwagi. Był Kołakowski niekwestionowanym autorytetem dla wielu intelektualistów, dla szerokiego kręgu inteligencji nie tylko w Polsce, ale na całym świecie, o czym świadczą niezliczone wyróżnienia Profesorowi przyznane.
Niniejszy tekst nie ma mieć charakteru traktatu naukowego ujmującego w sposób całościowy dorobek Zmarłego. To zajęłoby tomy. Interpretować Profesora nie jest zresztą łatwo. Istotny sens Jego myślenia broni się przed jakąś syntezą ostateczną. Jego myśl oscylowała między ekstremami. W swoich poglądach był dialektykiem doświadczającym dramatycznego pęknięcia w naszej naturze. Leszek, w opinii Jozefa Tischnera (a znali się, jak wiadomo, dobrze), proponował „wyrozumiałość bez pobłażliwości”. Pobłażliwość byłaby równoznaczna z brakiem racjonalnego krytycyzmu, a brak wyrozumiałości oznaczałby ślepotę na powikłany los człowieka.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Miejscem, w którym mieszka Bóg, dla Żydów była świątynia. Jezus przekracza granicę świątyni...