Leszek

Miał Leszek Kołakowski nieprawdopodobny dar wygłaszania całego wykładu Na dopiero co zadany temat. Każdy temat wywoływał u Niego głęboką refleksję, a Profesor wyjawiał ją bez opierania się na usystematyzowanych notatkach, luźnych kartkach bądź wcześniej przygotowanych punktach. Znak, 9/2009



Prezes Literatów tłumaczył Bojaźń i drżenie dla PWN i dał potem przekład do oceny Profesorowi. Ten z kolei poprosił mnie o zdanie na temat wierności owego przekładu, zwłaszcza że drugim przetłumaczonym dziełem był filozoficzny traktat Choroba na śmierć. Oceniłem, zgodnie ze swoim sumieniem: „Literacko przekład jest piękny, merytorycznie dużo bym zmienił…”. Zaniepokojony Profesor głośno się zastanawiał, jak to wielkiemu Iwaszkiewiczowi powiedzieć…

Zaproponowałem, by najzwyczajniej powiedział, że to moja ocena. Tak się stało i… przez czas jakiś moje kontakty z Pisarzem się skończyły. (Historia potwierdziła, że zwłaszcza przekład Choroby na śmierć został dokonany bez „filozoficznej iskry”, co dobitnie ujawniła konferencja zorganizowana przez Papieską Akademię Teologiczną w Krakowie z okazji 150. rocznicy śmierci myśliciela z Kopenhagi).

Kolejna wizyta, wtedy już promotora mojej pracy doktorskiej, przeciągnęła się. Około godziny 22 do pokoju zajrzała Tamara, żona Profesora. Zrozumiałem: czas opuścić mieszkanie. Nic z tego. Na pytanie, kiedy mam następny pociąg do Sopotu, odparłem, że około 6.30 rano. „No to mamy całą noc przed sobą” – usłyszałem.

Ku niezadowoleniu rodziny pracowaliśmy do około 5 rano. Przedmiotem rozważań była „lewica heglowska”. Obaj byliśmy po lekturze książki Karla Lowitha Od Hegla do Nietzschego. Profesor mnie zaszokował. Nie tylko przemyślał to wielostronicowe dzieło, ale sięgnął do źródeł. Logische Untersuchungen Trendelenburga cytował z pamięci (poza Jankiem Garewiczem był Profesor bodajże jedynym współczesnym filozofem, który dzieło to znał), a nie inaczej było z dziełami braci Bauer.

Zawsze imponowała mi nieprawdopodobna pamięć Leszka Kołakowskiego. Już w XXI wieku przypomniał sobie nagle naszą rozbieżność na temat fragmentu doktoratu sprzed bez mała czterdziestu lat… Myślę, że nie ja jeden byłem tym fenomenem poruszony. Żałuję do dzisiaj, że tamtych nocnych rozważań Mistrza nie udało się nagrać. Chociaż… Może to nagranie istnieje?

Pod mieszkaniem Kołakowskich mieściła się bowiem poczta, a Profesor był wtedy pod stałym nadzorem wiadomych służb – po określeniu Go przez Gomułkę „rewizjonistą” i usunięciu z partii. (Powodem była między innymi „Opinia w sprawie pojęcia wiadomości”, prawie w Polsce nieznana i godna upowszechnienia, opracowana przez Profesora i zaaprobowana przez profesorów Marię Ossowską i Tadeusza Kotarbińskiego we wrześniu 1965 roku jako ekspertyza w związku z procesem Jacka Kuronia i Karola Modzelewskiego. Autor analizuje tam – jak to u Niego: w sposób niepowtarzalny – wzajemne relacje między faktami, ocenami, poglądami i interpretacjami). Może jednak nagrano ten dyskurs… Byłby to bezcenny wkład do historii filozofii, gdyby udało się taki zapis znaleźć. Owa poczta była zresztą jednym z powodów, dla których w mieszkaniu o polityce nieomalże się nie rozmawiało.

Powyższa bytność miała jeszcze jeden, humorystyczny aspekt. Kiedy usiłowałem po godzinie 22 opuścić mieszkanie Kołakowskich, motywowałem to między innymi tym, że poprzedniej nocy nie spałem. Profesor nie bez kąśliwości zapytał: „A kim była ta piękność, która panu spać nie dała? Warto chociaż było?”. Jak widać, poczucie humoru nie było Mu obce. To było takie ludzkie…

Kiedy po dziewięciu miesiącach przedstawiłem Profesorowi gotową rozprawę doktorską, skwitował sprawę krotko: „Po dziewięciu miesiącach to się dzieci rodzą”… Usiedliśmy i Profesor naszkicował nowy plan rozprawy; pisałem ją ponad dwa dalsze lata.

I jeszcze kilka wspomnień. Na Wydziale Filozoficznym UW w gronie otaczającym Profesora stało kilka osób. Na pewno byli wśród nas: Adam Sikora, Andrzej Kasia oraz jeszcze jedna osoba, której nazwiska nie zapamiętałem. Mistrz stwierdził, że „na każdego w Urzędach Kontroli Prasy Publikacji i Widowisk (cenzurze) istnieje zapis albo na nazwisko danej osoby, albo na teksty, a wam, panowie, potrzebne będą publikacje. W związku z tym, że w cenzurze nie ma zawodowych filozofów albo pracownicy są przepracowani, istnieje łatwy sposób ominięcia ich negatywnej opinii; należy na początku tekstu i na końcu opatrzyć go odsyłaczem do któregoś z klasyków oficjalnej ideologii; to powinno uśpić czujność cenzorów”…

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...