Lewą marsz? Raczej: w tył zwrot!

Wobec słabości swoich własnych polityków, ze skrajnie lewicową konkurencją z jednej strony i socjalnymi rządami partii konserwatywnych z drugiej, socjaldemokraci w Europie nie mają co marzyć o szybkim wyjściu na prostą. Znak, 12/2009



Po pierwsze, w pogoni za nowym elektoratem towarzysze modernizatorzy mocno zaleźli za skórę swoim tradycyjnym wyborcom. Zanim udało im się zachęcić tradycyjny elektorat do kupowania akcji, wpłacania oszczędności na prywatne fundusze emerytalne, zdążyli pozbawić ich pakietów świadczeń socjalnych, płaconych od dziesięcioleci przez państwa opiekuńcze. W Wielkiej Brytanii Blair rozregulował rynki finansowe. Zaciskając pasa niemieckiemu społeczeństwu, Schröder wprowadził w życie program „Agenda 2010”, dzięki czemu zmniejszył wprawdzie liczbę bezrobotnych, tworząc dla nich niskopłatne posady, ale równocześnie niesprawiedliwie – zdaniem wielu – podzielił obciążenia na poszczególne grupy społeczne.

Zawiodły: zbyt szybkie tempo reform i proces przekonywania społeczeństwa do słuszności zmian, w czasie którego miast na aktywność znanych partyjnych działaczy postawiono na anonimowe agencje pośrednictwa pracy. To dlatego 83 procent Niemców boi się dziś o swoją przyszłość, a 70 procent żąda wprowadzenia płacy minimalnej i zachowania siatki socjalnych zabezpieczeń. Zaufanie elektoratu podmywa jeszcze bardziej obecny kryzys ekonomiczny. Dotychczasowy socjaldemokratyczny wyborca wie, że jeśli straci pracę, to – o ile nie pracuje w dużej firmie samochodowej (kazus Opla) – socjaldemokraci za nim się nie ujmą.

W oddanym na lewicę głosie nie widzi niczego pożytecznego. Albo więc zostaje w domu i nie bierze udziału w wyborach, albo głosuje na partie skrajnej lewicy lub Zielonych. To one stopniowo adaptują do swoich potrzeb dawny program socjalistów, zdobywając serca ich elektoratu. W czasie ostatnich wyborów do Parlamentu Europejskiego we Francji socjaliści i Zieloni otrzymali niemal tyle samo głosów: ci pierwsi 16,48 procent, drudzy – z charyzmatycznym Danielem Cohn-Benditem na czele – 16,28 procent.

Po drugie, lewicy pomogli konserwatyści, którzy odchodząc od neoliberalnych i skrajnie wolnorynkowych pomysłów, sami przemienili się w wilki w owczej skórze. Sięgnęli po socjaldemokratyczne recepty i zaczęli sprzedawać je niczym własne. Nikolas Sarkozy i Angela Merkel udowadniają, że nie trzeba nosić czerwonych krawatów, by wprowadzać podatki od kapitału i ratować prywatne banki za pieniądze z budżetu. Ba, nie wzdragają się przed ich upaństwowieniem. „Wir sind die Mitte” („Jesteśmy partią środka”) – obwieszcza slogan Angeli Merkel. Kiedy zaś były brytyjski premier Blair pogratulował Sarkozy’emu wyborczego zwycięstwa, francuski prezydent zripostował: „Po prostu udawałem Blaira”.

Po trzecie wreszcie, ze świecą w ręku można wśród socjalistycznych liderów szukać charyzmatycznych przywódców. Dominują raczej przeciętne osobowości, technokraci władzy. Jeśli Willy’emu Brandtowi wytykano, że nie pozostawił po sobie żadnego następcy, to modernista Schröder zostawił po sobie już prawdziwą pustkę. Pomiędzy potencjalnymi następcami, za kulisami wyborczych porażek, wre w najlepsze walka frakcyjna. Pozbawieni sukcesów socjaldemokraci giną w sieci wewnętrznych intryg. W ten sposób w Szwecji pozbyto się popularnej i wyrastającej ponad przeciętność komisarz Unii Europejskiej Margot Wallström.

Natomiast niemiecka SPD od przegranych wyborów w 2005 roku zdążyła już pozbyć się czterech swoich szefów. Wewnątrzpartyjne swary były widoczne gołym okiem podczas letniego zjazdu francuskich socjalistów w La Rochelle, kiedy Ségolčne Royal, rywalka Sarkozy’ego w ostatnich wyborach prezydenckich, oraz jej partyjna oponentka, a zarazem szefowa socjalistów, Martine Aubry, wydały konkurencyjne przyjęcia dla swoich zwolenników. Na jednym stole trufle, na drugim – wina z doliny Loary…

Za degrengoladą europejskiej socjaldemokracji kryje się najprawdopodobniej koniec całej epoki, która rozpoczęła się przed półtora wiekiem wraz z rewolucją przemysłową, osiągnęła rewolucyjne apogeum w czasie dyktatury proletariatu i została zwieńczona stworzeniem przez socjaldemokratów państwa socjalnego. We współczesnym cyklu historycznym, któremu rytm nadaje globalizacja, socjaldemokracja musi ponownie zdobyć się na wysiłek intelektualny i programowy. Ale w obecnej sytuacji, wobec słabości swoich własnych polityków, ze skrajnie lewicową konkurencją z jednej strony i socjalnymi rządami partii konserwatywnych z drugiej, socjaldemokraci w Europie nie mają co marzyć o szybkim wyjściu na prostą. Nieprędko doczekamy się następców uśmiechniętych modernizatorów ze słonecznej Florencji…




ARKADIUSZ STEMPIN, dr hab., historyk i politolog w WSE w Krakowie i na Uniwersytecie Alberta i Ludwika we Freiburgu.
«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...