Chrystus u Prady czyli Ewangelia w świecie konsumpcji

Ludzie zdolni są do wielkich wyrzeczeń, aby tylko osiągnąć to, co modne, aby posiadać to, co dyktatorzy posiadania określili jako „niezbędne” dla kogoś pretendującego do bycia w tak zwanym towarzystwie Życie Duchowe, 58/2009



A zatem w jedności z Chrystusem można znosić biedę, ale można też radośnie używać nagromadzone dobra. Sam Jezus wypowiada się w podobnym duchu, zarzucając Jemu współczesnym malkontenctwo i brak rozeznania: Przyszedł bowiem Jan, nie jadł ani nie pił, a oni mówią: „Zły duch go opętał”. Przyszedł Syn Człowieczy, je i pije, a oni mówią: „Oto żarłok i pijak, przyjaciel celników i grzeszników” (Mt 11, 18-19).

I przywołuje powiedzonko: Przygrywaliśmy wam, a nie tańczyliście, biadaliśmy, a wyście nie zawodzili (Mt 11, 17). Św. Ignacy z Loyoli był przekonany, że Boga można szukać i znajdować we wszystkim. I choć sam dla siebie wybierał ubóstwo, a wobec dóbr materialnych żywił „świętą obojętność”, to przecież uczył znajdować Boga również w dobrobycie i pomnażaniu dóbr.

Umiejętność obfitowania zawiera się w błogosławieństwie: Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie (Mt 5, 3). Zdarza się tak, że ktoś żyje ubogo i wydaje się, iż swe ubóstwo przeżywa w sposób wolny i radosny.

Tymczasem, kiedy nagle, w wyniku jakiegoś splotu okoliczności, zdobywa fortunę, zmienia się nie do poznania. Staje się pyszny i zaczyna się chełpić swym majątkiem, pogardzając innymi. A ponadto okazuje się, że jest chciwy. Taki człowiek nigdy nie był ubogi duchem, gdyż na dnie jego serca kryła się żądza, która obudziła się przy pierwszej okazji.

Tymczasem człowiek rzeczywiście wolny i ewangelicznie ubogi potrafi być taki również w sytuacji obfitowania. Jednym z przejawów takiej postawy jest wdzięczność wobec Boga i ludzi. Jan Grosfeld, rozważając ubóstwo duchowe, zauważa: „Bóg, wyprowadzając Hebrajczyków z Egiptu, rzekł im: gdy dojdziecie już kiedyś do Ziemi Obiecanej, gdy już ją posiądziecie, nie zapominajcie, że Ja to wszystko uczyniłem, że usuwałem wszystkie przeszkody zewnętrzne i wewnętrzne, dawałem wam drogowskazy, pożywienie i siłę do drogi”[2].

Właśnie! Kiedy zdarzy się nam obfitować w „ziemi obiecanej”, to ważne jest, abyśmy powodzenia nie przypisywali tylko sobie, ale pamiętali o Bogu i byli wdzięczni.

Potrzeba Bożej ekonomii

Niekiedy rozróżnia się między liberalizmem kulturowym a liberalizmem rynkowym. Ten pierwszy oznacza relatywizm moralny przejawiający się między innymi w popieraniu aborcji, eutanazji i tak zwanych małżeństw homoseksualnych. Drugi natomiast, liberalizm gospodarczy, oznacza postulat pomnażania dóbr, opierając się na wolnorynkowych mechanizmach podaży i popytu.

Za powyższym rozróżnieniem moglibyśmy mówić o konsumpcji kulturowej i konsumpcji rynkowej. Z jednej strony, mamy do czynienia ze staczaniem się po pochylni zysku, mody i blichtru udających kulturę, a z drugiej – z opartym na rzetelnej pracy produkowaniem i kupowaniem dóbr, które nakręcają społeczny dobrobyt. Nawet jeśli powyższe rozróżnienie jest dość dużym uproszczeniem, pokazuje ono, że konsumpcja nie musi się nam źle kojarzyć.

Wypełnianie Bożego polecenia: „Czyńcie sobie ziemię poddaną” (por. Rdz 1, 28) wymaga od nas pozytywnego myślenia o przedsiębiorczości, nowych technologiach, a także o konsumpcji będącej jednym z motorów postępu.
 



[2] J. Grosfeld, Czekanie na Mesjasza, Kraków 2003, s. 33.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...