Prawda doktryny a miłość osoby

Jednym z najbardziej gorących tematów związanych z seksualnością jest zjawisko homoseksualizmu. Jednocześnie wydaje się, że popularność tej problematyki nie służy rzetelnemu poznaniu jej istoty; bardzo często wypowiadającym się w tej tematyce brakuje znajomości podstawowych faktów i pojęć... Pressje, 8/2006




KM: Ciekawe, że Ojca stanowisko, bardzo restrykcyjne w kwestiach teologicznych, wypływające z Nauczania Kościoła, jest bardzo wrażliwe, czy wręcz życzliwe w podejściu do konkretnej osoby. Czy należy to rozumieć, jako realizację chrześcijańskiego spojrzenia polegającego na dostrzeżeniu osoby?

JP: Bardzo mnie boli, gdy słyszę od osób w Kościele absurdalne skróty, że homoseksualista to pedał, pedofil itp. i z osób o skłonnościach homoseksualnych robi się potwory moralne. Ponieważ on ma takie skłonności, to my już wiemy, jaką on jest osobą. Miałem wystarczające doświadczenia terapeutyczne z takimi osobami i wiem, jak one przeżywają od wewnątrz swoją sytuację. Nie muszę oczywiście się z nimi we wszystkim zgadzać, ale jako chrześcijanin mam obowiązek ich szanować. Oczywiście, równie bolesne dla mnie są parady, gdzie uczestnicy przebierają się za księży, czy zakonnice, rozbierają się do naga, manifestują swoją seksualność, zarazem twierdząc, że robią to w imię walczenia o swoje prawa. Tego typu manifestacje są pomyślane wyłącznie jako prowokacja, która na dodatek utrwala w społeczeństwie negatywny (i stereotypowy) wizerunek homoseksualisty.

KM: Wydaje się jednak, że tak ogólne zasady łatwiej jest głosić, a trudniej realizować w praktyce. W pewien sposób oddaje to dające do myślenia świadectwo jednej osoby, które ukazało się w numerze miesięcznika „Więź”, który w całości poświęcony był problemowi homoseksualizmu. Marek, lat 36 mówi o sobie: „Nie wiem, dlaczego Pan Bóg stworzył mnie gejem, ale wierzę, że jest to częścią Jego planu miłości. W swoim chrześcijaństwie byłem zawsze i jestem bardzo radykalny: wróciłem z misji z postanowieniem, że tę kwestię muszę rozwiązać raz na całe życie. Kilka lat zmagałem się w sumieniu. Chciałem mieć pewność, że to, co wybiorę, jest dobre i że nie sprzeciwię się Panu Bogu. Na studiach poznałem naukę św. Tomasza o prymacie sumienia. Z pełną świadomością poszedłem za głosem mego sumienia, a wbrew temu, czego w tym punkcie naucza Kościół. Mój związek z przyjacielem traktuję analogicznie do małżeństwa: złem jest dla mnie wszystko, co jest grzechem w małżeństwie, a więc zdrada, kłamstwo, egoizm, instrumentalne traktowanie drugiej osoby, ale nie jest złem miłość i wyrażanie tej miłości. Przystępuję do sakramentów świętych - spowiedzi i Eucharystii, by spotkać się z Chrystusem. Osobiście bezpośrednio oddaję się pod osąd Boży. Wierzę głęboko, choć jest to bardzo trudne, że to, co robię, nie sprzeciwia się woli Bożej. Na tej drodze przez dwa lata towarzyszył mi spowiednik”.

JP: W tej wypowiedzi bardziej problematyczna jest dla mnie postawa samego spowiednika, który wprowadza podwójną normę, niż postępowanie owego mężczyzny. Jako kapłan mogę się zgodzić lub nie zgodzić z rozumowaniem i końcowym wnioskiem spowiadającej się osoby, ale nie mogę poszargać jej sumienia. Ona musi wziąć odpowiedzialność za swoje postępowanie nie za moim pozwoleniem, ale za nakazem sumienia. Należy pamiętać, że przystępowanie do sakramentów opiera się na przynależności do Kościoła, a rozgrzeszenie nie może opierać się na opinii księdza, a jedynie na nauce Kościoła. Zadaniem kapłana w sakramencie spowiedzi jest formowanie sumienia, a nie jego zniekształcanie. Jeśli do mnie przyszłaby osoba do spowiedzi i doszła do podobnych wniosków, to poleciłbym jej iść do końca za głosem sumienia, nie dając jednak jej rozgrzeszenia, bo jeśli nie traktuje swoich czynów jako grzechu, to z czego mam ją rozgrzeszyć? Nie udziela się rozgrzeszenia na zaś. Jednocześnie uznałbym, że nie powinna ona okresowo przystępować do sakramentu pokuty, gdyż oszukuje samą siebie, natomiast moglibyśmy się umówić na rozmowę duszpasterską gdyby tego chciała. W mojej ocenie, wspomniany ksiądz postąpił inaczej, i wyszedł ze swojej funkcji reprezentanta Kościoła. Każdy bowiem ksiądz może mieć dylematy etyczne, od których ja także nie jestem wolny słuchając spowiedzi. Nie mogę jednak wejść w rolę zewnętrznego sumienia osoby i zacząć wygłaszać swoje prywatne opinie. Nie rozgrzeszam bowiem we własnym imieniu, tylko w imieniu Kościoła. Pozostaje jeszcze jedno poważne pytanie: czy tego typu spowiedzi są w ogóle ważne?
«« | « | 7 | 8 | 9 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...