Doświadczenie graniczne

Kiedy muszę zanegować jakąś istotną dla siebie wartość kosztem innej, nagle dochodzę do granicy wiedzy o sobie, o swoich emocjach, wyznawanych wartościach, sile wewnętrznej... Nie mam żadnych narzędzi, aby się z tym dylematem uporać. Cokolwiek zrobię, będzie niedobrze. List, 2/2009



Na przykład co?

Każda z nich jest dla nas idealnym narzędziem samopoznania.

To chyba lepiej zacząć medytować albo zrobić sobie psychotest.

One nigdy nie dostarczą nam takiej wiedzy o sobie, jak sytuacja graniczna. Wspomniany wcześniej Jaspers - który był nie tylko filozofem, ale także psychoterapeutą - miał bardzo ciekawą i przekonującą koncepcję na ten temat. Uważał, że człowiek nie jest w stanie poznać samego siebie wyłącznie przez rozmyślanie o sobie, analizowanie wspomnień czy relacji z ludźmi, ponieważ samopoznanie, podobnie jak szczęście, jest wartością „mimochodną", dodaną.

Nie staję się szczęśliwy sam z siebie, ale dlatego, że mam dobrą pracę, dobry związek, przyjaciół, że jestem w dobrych relacjach z naturą itp. Żyję w określony sposób, podejmuję różne działania i dzięki temu, niejako przy okazji, zyskuję też szczęście. Bardzo podobnie jest z samopoznaniem. Wszystkie odpowiedzi, jakich sobie sami udzielamy na pytania w rodzaju: jakim jesteś ojcem? jak sobie wyobrażasz miłość? co byś zrobił, gdybyś znalazł milion dolarów? jak oceniasz się jako pracownik? - nie mają tak naprawdę wielkiego znaczenia.

Wartościowej wiedzy o sobie dostarczy nam tylko udział w realnych wydarzeniach. Najlepiej poznaję samego siebie przez pracę, przyjaźnie, miłość, zadania, które wykonuję. Według Ja-spersa, każdy, nawet najdrobniejszy czyn, jest wyraźnym krokiem na drodze samopoznania. W tym kontekście nie można przecenić wiedzy, jaką człowiek zyskuje o sobie, gdy jest postawiony w sytuacji granicznej.

W takim razie najlepiej byłoby stale wystawiać się na różne ekstremalne doświadczenia…

Po pierwsze, sytuacji granicznej nie można wywołać, musi się ona dokonać w wyniku splotu okoliczności. Jeśli, niejako z definicji, unieważnia ona całą wiedzę, jaką mamy o sobie czy świecie, to wyklucza to jakiekolwiek przygotowanie z naszej strony. Jak mówił Szestow, to tragedia spotyka człowieka, a nie na odwrót. Po drugie, ekstremalne doświadczenia nie muszą wcale być sytuacjami granicznymi.

Pamiętam, jak kiedyś razem z żoną i synem płynęliśmy łódką po Biebrzy dwadzieścia kilka kilometrów. Bałem się potwornie. Bo kanu jest na dwie osoby. I wtedy jest w porządku. Gdy jednak do kanu wejdą trzy osoby z bagażami, to wystaje ono z wody zaledwie na kilka centymetrów, prąd bywa silny, wiosłowanie kolebie łodzią. Jeśli ktoś ma odrobinę wyobraźni, to szybko sobie uprzytomni, że taka sytuacja jest dość niebezpieczna. Gdybyśmy się wtedy wywrócili, pewnie byłoby po nas - telefon zatopiony, rzeka głęboka, bagna po horyzont i zimno, bo był kwiecień. Płynąc, myślałem: „O Jezu, naprawdę jest strasznie". Dopłynęliśmy szczęśliwie.

Jakiś czas potem dotarło do tego miejsca trzech facetów, Ślązaków, którzy wyglądali na silniejszych. Zrobili ten sam błąd - weszli w trójkę do łodzi. Jeden z nich powiedział: „Ja się tak trzymoł ta łodzia, że mi ręce zbielały! Nigdy więcej nie wejdę do takiej łodzia, ja myślał, że tam umrę ze strachu! Ja się modlił przez cały czas...". Mimo całej dramaturgii nie nazwałbym jednak tej wyprawy sytuacją graniczną, bo cały czas wiedziałem, co robić. Podzieliliśmy między siebie zadania, nie wiedzieliśmy tylko, czy wystarczy nam siły i szczęścia.








«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...