Z życia do życia

Zmartwychwstanie to największe dobro, jakie w ogóle mogliśmy otrzymać. Ale trzeba je nazwać dobrem trudnym. Zostaliśmy, jak uczniowie Chrystusa, tak przytłoczeni Jego śmiercią, że z ciężkim sercem wznosimy oczy ku niebu. Dlatego nasza nadzieja jest trudna... Idziemy, 23 marca 2008



Zmartwychwstanie to największe dobro, jakie w ogóle mogliśmy otrzymać. Ale trzeba je nazwać dobrem trudnym. Wiara w zmartwychwstanie przecież nie przychodzi nam łatwo. Zostaliśmy, jak uczniowie Chrystusa, tak przytłoczeni Jego śmiercią, że z ciężkim sercem wznosimy oczy ku niebu. Dlatego nasza nadzieja jest trudna: nadzieja, której zresztą nie można się nauczyć, jak nowego angielskiego wyrażenia czy zaskakującego kroku w tańcu. Można się nią jednak zarazić od innych.

Tak było z opowiadaniem o powstaniu Ukrzyżowanego z martwych. Nie mamy dostępu do samego faktu Zmartwychwstania, bo nie należy on do ziemskiej historii Jezusa. Ale weszliśmy w nową historię, historię ponownie zbierających się uczniów. To historia Jezusowej wspólnoty – historia Kościoła. Możemy więc przeżywać paschę ze świadomością, że wiele dróg prowadzi w pobliże grobu Zmartwychwstania, że z każdego grzechu można się podnieść, że Boże miłosierdzie obejmuje każdego z nas. Kiedy zwyciężamy własny egoizm, potrafimy pomóc innym, pokonujemy złe skłonności – wówczas nasze decyzje stają się wyrazem „przejścia”, paschy, czyli zmartwychwstania – do tego, co dobre, przebóstwione przez Chrystusa.

Zostaliśmy zaalarmowani przez Marię Magdalenę, która pierwsza zobaczyła otwarty grób. Poszliśmy w paschalnej procesji, niosąc sztandary – znaki wiary i trudu dorastania do miłości. Przekonani zatem jesteśmy, że przejdziemy z życia do życia, gdzie – już poza czasem i przestrzenią – Chrystus żyje w samym sercu Trójcy Świętej. I zaprasza nas do siebie.



Zbawienie bez krzyża?


Gdyby tegoroczny post nie ożywił dostatecznie naszej wiary, mieliśmy ostatnią szansę: Wielki Tydzień. Ostatnie dni poprzedzające mękę, śmierć i zmartwychwstanie Jezusa. Trzeba było coś ze sobą zrobić, nie dać się porwać gnuśności i duchowej rutynie. Tym bardziej, że ewangelie tym dniom poświęcają sporo uwagi. Ukazują narastający konflikt między faryzeuszami a Jezusem, który zapowiada królestwo Boże, gdzie miłość – a nie przestrzeganie Prawa będzie stanowić kryterium przynależności do grona Jego uczniów.

Jezus wyraźnie krytykuje żydowską tradycję, narusza obyczaje społeczne, kiedy na przykład zasiada do stołu z celnikami i grzesznikami. Z punktu widzenia Żydów były to zachowania prowokacyjne, choć wielu zwolenników otaczało już wówczas Jezusa. Ta popularność musiała zresztą niepokoić. Każda władza obawia się ludzi, którzy mobilizują społeczeństwo do działania. Jezus przybywa więc do Jerozolimy: czy tylko jako zwykły pielgrzym na święta, czy może z wyraźnym przekonaniem, że właśnie tutaj chce ponieść śmierć, i to śmierć na krzyżu? Ale – dodajmy od razu – z perspektywą zmartwychwstania. Wypada o tym wnosić z wydarzenia, do jakiego doszło w świątyni, kiedy Jezus wyraził ostry protest przeciwko handlującym tam przekupniom. W każdym razie widzimy w tym wszystkim przenikanie się cierpienia i radości; dostrzegamy ból i szczęście, rodzące się z nadziei eschatologicznych, które Jezus sygnalizuje i potwierdza swoim życiem.



«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...