Misjonarz na Pradze

Wychowaliśmy się razem. Henryk był bardzo dobrym uczniem, studentem medycyny i lekarzem. Miał wiele zainteresowań. Skończył dwa stopnie kursu tańca, zrobił kursy ratownika i żeglarski. Pamiętam jak ks. Kobielus zabrał nas na motorze na święcenia kapłańskie do Ołtarzewa. Brat bardzo to przeżył. Idziemy, 1 czerwca 2008



Do tańca i do różańca


– Przyjaźniliśmy się, byliśmy na roku, w jednej grupie – wspomina prof. Andrzej Radzikowski. – Heniek był niezwykle zdolny. Ja również miałem dobre oceny, ale potrzebowałem cztery razy więcej czasu na naukę niż on. Szybko zapamiętywał materiał, nie należał do osób, które tylko siedzą w książkach – mówi prof. Radzikowski. – Angażował się w sprawy uczelni. Wśród kolegów na studiach cieszył się sporym autorytetem, był przewodniczącym Uczelnianego Sądu Koleżeńskiego Zrzeszenia Studentów Polskich. – Lubił muzykę poważną. Świetnie tańczył – wspomina prof. Radzikowski. Skończył dwa stopnie kursu tańca w znanej szkole Braci Sobiszewskich. – Miał taką nadzwyczajną cechę, którą starałem się za nim nieudolnie naśladować. Na zabawach tańczył z tymi dziewczętami, które stały pod ścianą, przez nikogo nieproszone – wspomina prof. Radzikowski.

Henryk Hoser znany był wśród kolegów również z tego, że świetnie pływał. Zrobił kurs ratownika i kurs żeglarski. – W wakacje jeździł na obozy żeglarskie organizowane przez Akademicki Związek Sportowy – wspomina Andrzej Sierzputowski, uczestnik kursów. – Pływaliśmy na omegach, obozy były w Giżycku. Wieczorami przy ognisku śpiewaliśmy pieśni patriotyczne, ale też prześmiewcze, przeciwko komunie – wspomina Andrzej Sierzputowski.

Jeszcze jako student Hoser zaczął prowadzić zajęcia dla młodszych kolegów. Był to też sposób zarabiania na utrzymanie, ale zarezerwowany dla najzdolniejszych. – W Zakładzie Anatomii Prawidłowej był oczkiem w głowie prof. Bogdana Sylwanowicza – wspomina prof. Radzikowski. – Punktualny, pracowity, bardzo inteligentny, z nikim nie miał nieporozumień. Bardzo lubiany przez studentów – mówi dr Roman Chruścikowski, adiunkt zakładu. Doktor Wiesław Niesłuchowski był wtedy jego studentem. – Prowadził zajęcia praktyczne z anatomii. Cichy, spokojny, kulturalny, odstawał od innych asystentów. Człowiek ogromnej kultury. Pełen ciepła. Wymagający, bo chciał nas nauczyć przedmiotu. Naszą grupę zaprosił na swoją Mszę prymicyjną – wspomina dr Niesłuchowski.

– Był bardzo skromny, skupiony, konkretny. Ale nie brakowało mu poczucia humoru – dodaje dr Andrzej Goliszewski, wówczas pracownik Zakładu Anatomii.

Po skończonych w 1966 r. studiach przez dwa lata młody lekarz pracował jeszcze w Zakładzie Anatomii Prawidłowej, a w 1969 r. na oddziale internistycznym w szpitalu rejonowym w Ziębicach.



«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...