Kościół, homoseksualizm, człowiek

Skłonności homoseksualne można w sobie zaakceptować lub nie, można podejmować próby przebudowy własnej osobowości na drodze psychoterapii, można wybrać „gejowski styl życia”, można żyć w ukryciu, w małżeńskim lub konsekrowanym kamuflażu, można wreszcie wejść na drogę życia w samotności Więź, 1/2006



W odpowiedzi otrzymał pismo wyjaśniające uprzejmie, że Kościół, owszem, zajmuje się tym problemem, czego przejawem jest... specjalny numer „Więzi” z lipca 2002 roku. Pan Legierski przesłał nam to pismo do wiadomości. Zrobiło na nas duże wrażenie. Opinia w nim wyrażona brzmi bowiem bardzo pochlebnie dla „Więzi”, ale...

Pragnę od razu zaznaczyć, że w niniejszym tekście oczywiście nie wypowiadam się w imieniu Kościoła katolickiego, bo nikt mnie to tego nie upoważnił. Wypowiadam się wyłącznie w swoim własnym imieniu, jako człowiek wierzący w Ewangelię.

Napisaliśmy wtedy w „Więzi”, że chcemy rozmawiać o problemie homoseksualizmu spokojnie, bez wchodzenia w spór odnośnie do postulowanych przez zorganizowane środowiska homoseksualne rozwiązań prawnych. Chcemy rozmawiać o problemie zgodnie z zasadą, którą Jan Paweł II w encyklice „Redemptor hominis” uczynił dewizą dla wszystkich katolików: człowiek jest podstawową drogą Kościoła. Konkretny, żywy człowiek: słaby, grzeszny, błądzący, poszukujący prawdy, cierpiący, a także, jak sądzę, ten „obiektywnie nieuporządkowany”. (Nawiasem mówiąc, czyż po niepojętej katastrofie egzystencjalnej, jaką był grzech pierwszych rodziców, przekazywany nieuchronnie z pokolenia na pokolenie, z ojca na syna i z matki na córkę, nie można powiedzieć, że wszyscy jesteśmy jakoś „obiektywnie nieuporządkowani”?).

Oczywiście nie jestem naiwny. Wiem, że spory aktualne toczą się na innych płaszczyznach. Ale chrześcijaństwo niesie przecież nadzieję człowiekowi konkretnemu, w całej prawdzie jego egzystencji! Kościół, wypowiadając się w sprawach będących przedmiotem sporów o kształt prawa, a ostatecznie – także cywilizacji, na przykład w kwestii przyznania osobom homoseksualnym prawa do rejestracji „związków partnerskich”, musi przemawiać w sposób rozpoznawalny innym językiem niż ten, jakiego używają dziennikarze i politycy. Ma obowiązek bronić objawionej w Jezusie Chrystusie prawdy o niezbywalnej godności każdego człowieka. Nie może więc swoim nauczaniem nikogo ranić i odrzucać. Nie jest więc chyba właściwe w ustach hierarchów posługiwanie się argumentem: „brzydzi mnie widok całujących się panów” albo nazywanie projektu ustawy o związkach partnerskich „zalegalizowaną sodomią”?
«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...