Na początku był sens

Umiera młoda kobieta, a my mówimy jej dziecku: nie smuć się, mamusia jest w niebie. To jest zbyt szybkie pocieszanie. Za szybko i łatwo próbujemy zobaczyć w jakimś doświadczeniu sens. A nie we wszystkim można i należy odnaleźć sens – są wydarzenia i ludzkie decyzje, które sensu nie mają, i wręcz źle jest tam się go dopatrywać. Więź, 8-9/2003



Gdzie jest Bóg, kiedy człowiek doświadcza bezsensu?

Jest blisko człowieka. Przychodzi jako sens. Samo wydarzenie nie ma sensu, ale sens nie opuszcza człowieka, bo Bóg nigdy nie opuszcza człowieka. Staje obok tej kobiety, która umiera na poboczu drogi. Jechał z Edytą Stein do Auschwitz – był z nią w komorze gazowej. Zabicie kobiety tylko dlatego, że była Żydówką – to szczyt bezsensu. A jednak z tej bezsensownej śmierci wyłonił się sens. To jest wielka tajemnica. Chrystus doświadczył na krzyżu największego bezsensu, jaki można sobie wyobrazić, ale ponieważ On sam jest sensem – pokazał, że sens jest większy od bezsensu, wywiódł sens z bezsensu. Myślę jednak, że trzeba być ostrożnym w szukaniu sensu w bezsensie.

A czy można szukać sensu w grzechu?

U Szekspira czytamy: „I nam, i jemu racz przebaczyć Boże. Grzech wznosi jednych, innych cnota traci”. Można bardzo sensownie przeżyć grzech, który sam w sobie jest zaprzeczeniem sensu, więcej – uderza w sens, usiłuje go zniszczyć. Jednak nie należy szukać sensu w bezsensie – tam go nie ma. Chrystus jest podobny do nas we wszystkim oprócz grzechu. Nie ma Go w naszym grzechu, ale jest blisko tych, którzy zgrzeszyli. Jest w cierpieniu, które rodzi bezsens, jest w naszym bólu, jest w samym jego jądrze, być może to sam Chrystus jest naszym bólem.

Chrystus nie unieważnia bezsensowności grzechu i nie bagatelizuje jego zła, nie odwraca się jednak od grzesznika, nie odbiera mu sensu – przeciwnie, daje mu nadzieję, że życie, pomimo zła, którego stał się sprawcą, dalej może mieć sens, może być w nim na nowo zanurzone.

Człowiek wierzący odczuwa nierzadko poczucie winy z tego powodu, że skoro Bóg istnieje i jest źródłem sensu, to on nie powinien odczuwać braku sensu.

To, że Bóg jest, nie oznacza, że wszystko ma sens. Dzięki temu, że jest Bóg, widzę nie tylko sens, ale również i to, co sensu nie ma. Dzięki temu mogę również rozpoznać, który z moich czynów nie miał sensu. Spowiadam się właśnie z tego, co jest pozbawione sensu, bo to odrywa mnie od życia. Sakrament pokuty jest próbą poszukiwania sensu – zgrzeszyłem i poprzez to oderwałem się od sensu, a sam nie jestem w stanie nawiązać z nim na nowo więzi. W sakramencie pokuty Bóg przychodzi do mnie jako sens, żeby brak sensu, jakim jest grzech, nie zniszczył mojego życia – bo nic tak nie zagraża życiu, jak brak sensu.

ROZMOWA Z SENSEM

Paul Ricoeur w rozmowie poblikowanej na łamach „Więzi” 12/2001) wyraził opinię, że dzisiaj problemem poważniejszym niż grzech jest pytanie o sens i brak sensu, pytanie o absurd. Czy rzeczywiście dzisiaj problem sensu jest bardziej naglący niż problem grzechu?


Grzech nie istnieje bez doświadczenia sensu. Mówienie o grzechu bez odwołania do doświadczenia sensu wydaje mi się bezsensowne. Na początku był nie grzech, tylko sens. Grzech jest jak dziura w serze, jednak żeby była dziura, musi być przecież ser. Jeżeli ktoś nie widzi sera, to jak może widzieć dziury w serze? Rozpoznanie grzechu przychodzi nie poprzez grzech, tylko poprzez sens. Pierwszą rzeczą, którą trzeba zrobić, to wprowadzić człowieka w przestrzeń sensu.

Ale przecież spowiadamy się właśnie z grzechów, a nie z braku sensu.

To prawda, spowiadam się z grzechów, ponieważ grzech jest w moim życiu właśnie tym, co nie miało sensu. Im dłużej trwam w grzechu, tym bardziej nie widzę sensu, postępuję coraz bardziej bezsensownie. W spowiedzi nie chodzi jednak wcale o jakąś dogłębną autoanalizę, w której skrupulatnie wypunktuję wszystkie swoje grzechy. Zresztą człowiek sam z siebie nie jest w stanie przekonać się o grzechu, uznać, że on go zabija, że jest dla niego największym zagrożeniem. Sam siebie nie rozświetlę, nie dotrę do prawdy – mam w sobie całe otchłanie ciemności, jest ich tyle i są tak przepastne, że wchodząc w nie, można się kompletnie zgubić. Jeżeli mogę poznać prawdę, to dlatego, że Chrystus na krzyżu „wyspowiadał” nas przed Ojcem z naszych grzechów: Przebacz im, bo nie wiedzą co czynią. Chrystus otworzył nam oczy na prawdę, wziął na siebie wszystkie nasze grzechy – w Jego świetle już żaden grzech nie mógł być niewidoczny, nie mógł się ukryć. Tak więc głównym powodem spowiedzi jest nie grzech, ale prawda i sens. A sama spowiedź jest rozmową z sensem.

Grzech, o którym przed chwilą mówiliśmy, odłącza nas od sensu, ale my nie zawsze gubimy sens z powodu grzechu. Zdarza się, że tracimy go również wtedy, kiedy pielęgnujemy więź z sensem.

Są takie chwile w życiu, kiedy nie czuję sensu, kiedy może nawet w sposób niezawiniony przeżywam bezsensowne dni. To trudne doświadczenie, choć sam uważam, że może być ono dobre i potrzebne – może być formą łaski, jakimś znakiem Boga. Trzeba umieć pojednać się z takimi chwilami, wtedy ten brak mnie nie niszczy i nie zamyka. Przeciwnie, może pojednać mnie z samym sobą – słabym, bezbronnym, samotnym. Sprawia, że zwracam się do Boga z prośbą: „Boże, wejrzyj ku wspomożeniu memu, Panie, pospiesz ku ratunkowi memu” – bo źle się dzieje, gdy nie ma sensu.

Ludzkie doświadczenie sensu jest w pewnym znaczeniu prowizoryczne, podobnie jak życie. Nie jest nam dane raz na zawsze, nie stanowi jakiegoś nienaruszalnego zabezpieczenia. Jest drogą, która się wyłania i jest tajemnicą. Jest drogą, której trzeba czasem szukać w ciemnościach i być może również czasem ją gubić. Ale ona istnieje.

Rozmawiała Katarzyna Jabłońska
«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...