Pokolenie - marzenie. Chrześcijańska kontrkultura XXI wieku?

My, ludzie świeccy, mamy być zwyczajni jak sól – zmieniająca smak potrawy, twórczy na co dzień – jak zaczyn zakwaszający ciasto. Zakwaszanie i solenie wywołują w cieście, także społecznym, zmiany nieodwracalne. Więź, 12/2006





NADZIEJA PONAD SOCJOLOGIĄ

Wyróżnikiem koncepcji Nosowskiego jest nacisk położony na zmianę społeczną i tworzenie alternatywy kulturowej. Tak wyraźne sformułowanie celu, do jakiego pokolenie JP2 powinno dążyć, uważam za trafne. Pozwala to bowiem na postawienie dwóch kluczowych pytań: kto ma być podmiotem tej zmiany i jakiego typu działań – formalnych czy nieformalnych, zbiorowych czy indywidualnych – wymaga osiągnięcie pożądanego stanu rzeczy. Liczne dyskusje na ten temat wyrażają, jak sądzę, potrzeby wielu osób i są znakiem nadziei na oczekiwaną zmianę. Inaczej niż w przyrodzie, wiosna nie zakwitnie jednak sama, trzeba ją jakoś przywołać.

Poszukiwanie pokolenia JP2 wynika z chęci przezwyciężenia marazmu i wyjścia z defensywy, w jakiej znaleźli się katolicy. W latach sześćdziesiątych Kościół – atakowany do tej pory przez scjentystów i pozytywistów – nagle musiał się zmierzyć z hasłami hipisowskiej rewolty studentów, którzy głosili hasło sex-drugs-rock’n’roll i bezczelnie odwoływali się do własnego doświadczenia i potrzeby autentyczności, zamiast do oświeceniowych praw rozumu. Pytali o prawa człowieka, wyrzekali się przemocy i domagali się ponownego „zaczarowania świata”, wbrew logice materialistycznej wydajności. Jeszcze nigdy w dziejach młodzież nie miała takiego wpływu na historię. Trzeba jednak pamiętać, że był to ruch sprzeczny z kulturą chrześcijańską. Różnorodny, czasem wewnętrznie sprzeczny, czerpał z myśli szkoły frankfurckiej, psychologii głębi, religii Wschodu, tradycji ezoterycznych oraz dekonstrukcji postmodernizmu.

Aby zatem w pełni zrozumieć to, co umownie nazywamy pokoleniem JP2, trzeba sięgnąć do własnych korzeni. Do agonii Jezusa, która trwała trzy dni. To Jego śmierć jest końcem i początkiem.

Anna Świderkówna w swoich pracach o Biblii zwraca uwagę na fakt, że po śmierci Jezusa Jego uczniowie przeszli metamorfozę – z tchórzliwych, wątpiących ludzi zmienili się w odważnych świadków zmartwychwstania, którzy nie bali się odrzucenia, prześladowań, męczeństwa ani śmierci. Jak to się stało, że dwunastu rybaków, celników i rolników, kilkanaście kobiet i kilkudziesięciu uczniów zapoczątkowało na terenie cesarstwa rzymskiego procesy, które bezpowrotnie odmieniły oblicze cywilizacji, a stało się to już po śmierci ich Mistrza? Nie ma na to dobrego wytłumaczenia socjologicznego.

Zmianę społeczną nie zawsze da się przewidzieć – kto ze związkowców „Solidarności” wierzył na początku lat osiemdziesiątych, że mur berliński runie tak szybko? Będąc socjologiem, mam świadomość przydatności narzędzi badawczych i socjologicznych kategorii pojęciowych do lepszego rozumienia świata, który nas otacza. Znam też jednak ich ograniczenia. Będąc katoliczką, mogę natomiast mieć nadzieję – nawet wbrew prognozom zdroworozsądkowym, nie tylko naukowym. Trudno się oprzeć wrażeniu, że wszystkie „przypadki” związane ze śmiercią Papieża mają swój głęboki sens duchowy: początek agonii w czwartek po świętach Zmartwychwstania, śmierć w wigilię święta Miłosierdzia, które sam ustanowił – zgodnie z wolą Jezusa, przekazaną św. Faustynie Kowalskiej.
«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...