Utracony dom

Wilhelm Hyjek nigdy nie wrócił do domu dzieciństwa w Prosjeku. Zresztą nie miałby do czego wracać. Wszystko zostało rozgrabione i zdewastowane przez Serbów. Na szczątkach zabudowań panoszy się zielsko. Wieź, 10/2007




Ale dom to coś więcej niż ściany, dach, meble – to relacje międzyludzkie i temperatura wspomnień, która zostaje po latach, mrożąca lub rozgrzewające serce: „Na Boże Narodzenie stał w kącie dużego pokoju snopek żytniej słomy. Po kolacji wigilijnej kręciło się z tego snopka powrósła, wychodziło do sadu i obwiązywało drzewa, żeby lepiej rodziły. Na podłodze była rozsypana słoma. Po Wigilii ojciec chował w niej łyżki. Kto pierwszy znajdzie łyżkę, temu się będzie lepiej bydło pasło, nie będzie się rozlatywało”. Nie było zwyczaju obdarowywania się prezentami, zresztą choinkę, pod którą się je tradycyjnie składa, rozmówca pamięta dopiero z Polski.

Domy w Prosjeku były porozrzucane na wzgórzach, stały od siebie w odległości trzystu i więcej metrów. Wioska była miniaturową wieżą Babel: „Nasz pierwszy sąsiad, Dymitr Dańko, był Ukraińcem. Miał jedenaścioro czy dwanaścioro dzieci, które zawsze przychodziły do nas na Święta Bożego Narodzenia. U nas było jedzenia w bród, a nasz sąsiad miał tylko troszeczkę ziemi, dużo dzieci i więcej nic. Bieda była jak nic. Bawiłem się z tymi dziećmi, bo mieszkały najbliżej. Drugi sąsiad, Franek Milewicz, który mieszkał koło naszego młyna, to był mój krewny. Dalej, jakieś 600–700 metrów od nas mieszkał Szczepan Stasiela, również Polak. Obok niego miał dom Serb, nie znam nazwiska, bo z Serbami nie bawiliśmy się. Za górką, już daleko od nas, mieszkali Turcy. Mój krewny spod młyna raz sobie popił, wyszedł na śliwę i zaczął się drzeć przed dwunastą jak muezin… Turcy, jak się kapnęli, to chcieli go zabić”.

Milewicz znał turecki, ponieważ jego sąsiadem był Turek. Często się odwiedzali nawzajem, prowadzili długie rozmowy, sącząc rakiję. Raz ów daleki wujek Wilhelma mówi do gościa: „Widzisz, ty przyjdziesz do mnie, moja kobieta podaje jedzenie, picie i nie chodzi zakryta. A jak zajdę do ciebie i twoja kobieta podaje do stołu, to chodzi stale zasłonięta”. Turek na to: „Jak chcesz, to ona ci się pokaże”. Dotrzymał słowa: Turczynka odsłoniła twarz, a jej mąż zaraz wyciągnął pistolet i zastrzelił ją.


Czas grozy i strzelanie do czereśni


6 kwietnia 1941 roku dywizje niemieckie przy współudziale wojsk włoskich, bułgarskich i węgierskich zaatakowały Jugosławię, która wkrótce, 18 kwietnia, skapitulowała. Królestwo Jugosławii uległo rozpadowi na Niezależne Państwo Chorwackie i jugosłowiańskie „Vichy” generała Nedicia. Pozostałe tereny monarchii zostały zaanektowane przez agresorów. Bośnia, a więc i tamtejsza Polonia z powiatu prnjavorskiego, znalazła się w granicach faszystowskiej Chorwacji pod rządami ustaszy Ante Pavelicia. Ludność polska popadła w nie lada tarapaty: „We wsiach i miasteczkach grasowali hitlerowcy, ustasze (…) oraz »trójki« i »piątki« czetników. Szerzyły się grabieże, bratobójcze mordy i terror. Chorwaccy ustasze nienawidzili Polaków jako wrogów Niemców, a czetnicy serbscy, wyznania prawosławnego, (…) nie znosili Polaków jako katolików” . Polscy osadnicy, żeby przeżyć, musieli się bronić. A że jedyną siłą, z którą mogli się sprzymierzyć, byli komuniści marszałka Josipa Broz-Tity, przyłączyli się do nich, formując w miejscowości Martince 7 maja 1944 roku 5. Batalion 14. Środkowobośniackiej Brygady Narodowej Armii Wyzwolenia Jugosławii, przemianowany we wrześniu tegoż roku na 3. Batalion.


«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...