Utracony dom

Wilhelm Hyjek nigdy nie wrócił do domu dzieciństwa w Prosjeku. Zresztą nie miałby do czego wracać. Wszystko zostało rozgrabione i zdewastowane przez Serbów. Na szczątkach zabudowań panoszy się zielsko. Wieź, 10/2007




Wdowa po Józefie Hyjku ponownie wzięła ślub. Nowy mąż bił ją i jej dzieci. Chciał, żeby Wilhelm ożenił się z jego bratanicą. Wtedy swatany na siłę powiedział: „Jakby była taka jak ty, to ja jej nie chcę znać”. Ojczym wściekł się i wykrzyczał do matki młodzieńca: „Nie wolno ci mu nic dawać jeść, nie wolno prać ani nic!”. Pasierb formalnie stał się persona non grata. Więc spakował się i poszedł do swojego brata Mietka, który mieszkał jakieś sto metrów dalej. Nie wiedział, że trafi z deszczu pod rynnę: „Miałem byle jaką bratową. Jak się ożeniłem, to ona zamknęła na kłódkę piwnicę, żebym nie brał kartofli, chociaż pracowałem na nie – pomagałem bratu, który miał 5 hektarów pola. Dom był podzielony na połowę: moja była góra, brata – dół. Oprócz połowy domu nie miałem nic więcej. A i tak wkrótce zostawiłem to, co było moje”.

Wilhelm opuścił Osłą w 1962 roku, już jako żonaty mężczyzna – zmuszony sytuacją rodzinną i redukcjami w swoim miejscu pracy, w odlewni żeliwa w Gromadce. Zamieszkał w Witkowie (lubuskie), gdzie znalazł zajęcie w miejscowym Państwowym Gospodarstwie Rolnym.

Wilhelm Hyjek nigdy nie wrócił do domu dzieciństwa w Prosjeku. Zresztą nie miałby do czego wracać. Wszystko zostało rozgrabione i zdewastowane przez Serbów. Na szczątkach zabudowań panoszy się zielsko. Na własne oczy przekonał się o tym Józef Grabarz, wujek Wilhelma, sierżant 3. Polskiego Batalionu, który w zamierzchłych czasach uczył swojego siostrzeńca strzelać z karabinu do czereśni. Nie znalazł się człowiek, który by chciał zagospodarować winnicę, sad, pasiekę, suszarnię, koszanę, młyn. Wedle tego, który już nie wróci do domu swego dzieciństwa, nie mógł się znaleźć, ponieważ: „Serbowie nie byli gospodarzami. To byli nieroby. Co innego Chorwaci, oni byli jak Niemcy, byli gospodarni”. Ale kiedy kilkadziesiąt lat temu Wilhelm wraz z rodziną opuszczał miejsce swojego urodzenia, w promieniu kilku kilometrów od Prosjeku łatwiej było znaleźć igłę w stogu siana niż Chorwata...



***

Mariusz Solecki – ur. w 1975 w Szprotawie (woj. lubuskie). Absolwent polonistyki na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, uczy języka polskiego w Społecznym Liceum Ogólnokształcącym im. Wojciecha Korfantego w Katowicach. Członek redakcji magazynu kulturalnego Polonii niemieckiej „Zarys”. Publikował m. in. w „Więzi”, „Przeglądzie Humanistycznym”, „Akcencie”, „Twórczości”, „Toposie”, „Ethosie” i „Kresach”. Mieszka w Katowicach.
«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...