Pielęgnowanie szczęścia

Z badań, które jakiś czas temu przeprowadzono, wynika, że subiektywne poczucie szczęścia Polaków zmalało wraz ze wzrostem standardu życia. Więź, 11-12/2008



A zrozumienie? Poczucie sensu?

Zrozumienie i poczucie sensu to pojęcia intelektualne. One zamienić się mogą na przykład w akceptację, muszą jednak „przejść” przez głowę. Malutkie dziecko w ogóle matki nie rozumie, a się przytula, bo słyszy jej głos. Sfera intelektualna ma ważny udział w budowaniu potencjału do szczęścia, ale do samej natury szczęścia nie przynależy.

Wracając do uczuć sprzyjających i niesprzyjających praktykowaniu szczęścia – one są jak gleba. Szczęście, tak jak orchidea, nie może się rozwinąć na złej glebie. Byle chwast wyrośnie na piasku, a nawet na kamieniach. Orchidei trzeba nie tylko zapewnić odpowiednie podłoże, ale umiejętnie i troskliwie ją pielęgnować, czuwać nad jej wzrostem. Podobnie jest ze szczęściem.

Jedni ludzie potrafią być glebą, na której orchidea rośnie, czy też łatwiej wyrośnie, a inni nie potrafią. Dlaczego? Od czego to zależy – od genów, od jakichś szczególnych predyspozycji psychicznych?

Jedni bardzo wcześnie, już jako maleńkie dzieci, zaczynają odczuwać wdzięczność, a inni mają już siwe brody i ciągle komuś, światu, sobie mają coś za złe. Pamiętają niemal wyłącznie o tym, czego nie mają, a nie potrafią cieszyć się tym, co mają. Neurofizjologia dowodzi, że nie można tu całkowicie lekceważyć czynnika, jakim są geny.

Istnieje jakiś genetyczny make up, genetyczne wyposażenie, które może rzutować na pewne preferencje emocjonalne. Ale człowiek tym się różni od wszystkich żywych istot, że może przekraczać siebie. Są ludzie, którzy – nawet jeśli wykazują pewne skłonności do smutku, czarnowidztwa, impulsywnych zachowań, zawiści, ale pracują nad sobą – mają szansę te skłonności skorygować, wyciszyć, nauczyć się je rozbrajać, żeby nie szkodziły ani im samym, ani innym. Tę pracę też można uznać za przygotowywanie gleby, na której ma szansę zakwitnąć orchidea.

Droga

A czy do szczęścia można wychowywać?


Tak jak uczymy dziecko różnych umiejętności życiowych – żeby umiało dbać o higienę i wygląd, gospodarować pieniędzmi, przekonujemy je, że wiedza i wykształcenie bardzo pomagają w życiu, tak samo trzeba nauczyć dziecko wdzięczności, miłości, czułości, empatii, dobroci, zachwytu – wszystkich tych uczuć wyższych, bez których człowiek nie rozwinie się duchowo. Rozwój duchowy to, oczywiście, wartość sama w sobie, ale może warto dodać, że szczęścia doznajemy za pomocą nie zmysłów, ale właśnie duszy.

Jeżeli więc rodzice nie wezmą na warsztat troski o rozwój duchowy dziecka, ryzykują, że ono samo się tego nie nauczy. Albo nauczy się źle, weźmie wzór nie od mądrej mamy, babci, nauczyciela czy duszpasterza, tylko na przykład z telewizji. Jeśli wychowywać je będą niemądre seriale, to zdrada, piąta żona, mściwość etc. będą dla niego czymś naturalnym.

Oczywiście, nawet jeśli rodzice zaniedbają troskę o ten duchowy wymiar dziecka, ono może mieć szczęście i przypadkowo się tego w życiu nauczyć, bo trafi na przykład na mądrą panią w przedszkolu. Ona będzie miała serce wielkie jak Pałac Kultury i te „swoje” dzieci obdarzy szacunkiem, podziwem, zachwytem.

Od niej dzieci uczyć się będą zachwytu, podziwu, wzruszenia, radości. I mimo że mama gnom i tata gnom, dziecko odbije się od trampoliny. Szczęścia można się więc nauczyć, ale trzeba mieć wzór, bo dzieci uczą się nie przez to, co im mówimy, ale poprzez to, co robimy, jak żyjemy. ,,Szczęśliwi rodzice wychowują szczęśliwe dzieci” – napisał w którejś ze swoich książek Wojciech Eichelberger.



«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...