Wyklęte anioły

Kobieta, która sprzedaje się na ulicy, w pogardliwym żargonie, to po prostu dziwka. W żartobliwym, choć mało eleganckim tonie – „panienka”. Na ulicy wyglądają na pewne siebie, wyzywające, bezczelne. Tymczasem zza tej maski wyłania się złożony dramat... Więź, 8-9/2009



Na koniec jest uśmiech

Najważniejsze to stworzyć tym kobietom choćby pozory domu, nawiązać nić relacji, zaufania, dać poczucie stałości. Często kobiety mówią z żalem, że nie wiedziały o istnieniu ośrodka. Ale pracownicy szybko stawiają je do pionu. Nie ma czasu na płacz nad rozlanym mlekiem. Ważniejsze jest “tu i teraz”, czy, jak mówi zakonnica, to, „co chciałabyś, żeby się teraz działo”. Tu nie wyciąga się nikogo za sznurek, trzeba dotrzeć do głębokich pragnień człowieka, do tego, co było w życiu dobre, piękne, bo musiało też i tak być. Wtedy są efekty. Trzeba oderwać się od przekonania, że wszystko jest złe i beznadziejne.

Niektóre kobiety wychodzą z prostytucji latami, omijają dom sióstr szerokim łukiem. Innym wystarczy dziewięć miesięcy. Ruszają w świat z lepszym nastawieniem, często przeszkolone lub gotowe do nauki nowego zawodu: fryzjerki, kasjerki, może kosmetyczki. Zmieniają adres, wyjeżdżają. Walczą. Po dwóch latach Siostra dostaje esemesa: „Jest dobrze. Dziękuję”.

Ale jest też tak, że mijają miesiące terapii, a dziewczyny ciągle wracają na ulicę. Gdy podwinie się noga, życie komplikuje się jeszcze bardziej – pusty portfel albo w ośrodku społecznym nie chcą dać zasiłku, z przychodni zdrowia wyrzucają, bo nie ma ubezpieczenia – wtedy prostytutki znowu dzwonią do siostry. A ona znowu pomaga. Biega do urzędów, lekarzy. – To ma sens, bo nigdy nie wiadomo kiedy przyjdzie właściwy moment – tłumaczy. – Wykorzystuję takie sytuacje, bo jest okazja, żeby w drodze do miasta czy urzędu pogadać.

Z ujmującą szczerością wyznaje, że czasem ma dość, że brak siły.

Ma żal trochę do Państwa, trochę do ludzi. W Polsce jest na pęczki ośrodków dla narkomanów, alkoholików czy w rozmaity sposób uwikłanych i poraniony ludzi. A prostytutki? Jak wyklęte, ciągle na marginesie. Jedyny dla nich adres: Katowice, Krasińskiego (warszawska fundacja La Strada, choć współpracuje ze stowarzyszeniem ze Śląska, zajmuje się głównie handlem ludźmi). Tymczasem tereny przygraniczne, całe Pomorze, Wschodnia ściana kraju – to pustka.

Siostra i jej pracownicy piszą projekty, podania, apelują, ale coraz mniej jest chętnych, żeby pomóc. Utrzymanie jednej kobiety w ośrodku to średnio 28 zł na dobę (samo wyżywienie i nocleg). A gdzie terapia, gdzie leki?

Siostra często kłóci się z Panem Bogiem. To rodzaj buntu. Ale w odpowiedzi przychodzi zwykle jeden uśmiech. Wystarczy, że twarz podopiecznej w ośrodku zmieni się od szczerego wybuchu radości. To światełko, że coś drgnęło. Anna Bałchan: – Dla tego jednego wybuchu i uśmiechu każdego przebywającego z nami dziecka i kobiety, warto znowu dać z siebie wszystko.


*****

Joanna Brożek – redaktor „Tygodnika Powszechnego”. Współautorka zbioru reportaży Pamięć, która łączy. Polscy chrześcijanie w dialogu z Żydami i judaizmem. Mieszka w Katowicach.





«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...