Kobieta z żelaza

Malewska nie lubiła skupiać na sobie uwagi i starannie zacierała wszelkie ślady mogące odkryć jej prywatność, czyli to – co jej zdaniem – powinno pozostać zakryte. Choć napisała kilka powieści i setki artykułów, swoją pracę traktowała jak powołanie, a nie środek do osiągnięcia władzy i popularności. Więź, 10/2009



Malewska ukończyła studia historyczne, wiedząc, co chce robić w życiu – będzie pisarką. Potrzebowała jednak stałego zajęcia, żeby móc pozwolić sobie na realizowanie życiowego powołania. Dlatego zdecydowała się na pracę w szkole. W 1934 r. nie bez kłopotów zdobyła posadę nauczycielki historii w szkole miejskiej w Niepołomicach, dla której przeprowadziła się z matką do Krakowa. Dzięki bliskości Biblioteki Jagiellońskiej Hanna rozpoczęła pracę nad powieścią o Karolu V Habsburgu, którą opublikowała w 1936 r.

Książka zdobyła II nagrodę w konkursie zorganizowanym przez Polską Akademię Literatury (I nagrody nie przyznano). Sześćsetstronicowa powieść Żelazna korona została wybrana spośród stu dwudziestu zgłoszonych prac. Jurorzy docenili ten wielki renesansowy fresk za jego epicki rozmach, ale także przywiązanie do detali, rzetelność w oddawaniu zapachów, kształtów i smaków tamtego świata. Wydana w tym samym roku powieść przyniosła jej dużą popularność i uznanie krytyków.

Irena Sławińska wspomina, że gdy w czasie burzliwych dyskusji Koła Polonistów Wszechnicy Batorowej drwiono z pisarstwa nadobniś (jak nazywano Nałkowską, Pawlikowską i Kuncewiczową), do Malewskiej żywiono zawsze respekt: „Malewska – chapeaux bas! Żelazna kobieta […]. Żadnej minoderii, żadnego mizdrzenia się przed lustrem: a to szmaragdowe oczy, a to diese wunderschöne Nase. Z dystansem. Twarda.”

W 1938 roku udało jej się zdobyć siedmiomiesięczne stypendium w Paryżu. Po latach pisała: „Francuzi mają tak niedościgły dar wyrażania uczuć intelektualnych: a więc rozmiłowania w rzeczach kultury, czujnego i zazdrosnego między nimi rozeznania, delikatnego hołdu dla twórców kultury”. Nic dziwnego, że czuła się tam jak w domu i z zachwytem obcowała z francuską literaturą i historią. Podczas pobytu we Francji zbierała materiały do nowej powieści Kamienie wołać będą, której akcja toczy się w XIII w. Średniowiecze, największa fascynacja młodej pisarki, objawiło się jej przez gotyckie katedry. Bohaterami Kamienie… uczyniła budowniczych katedry w Beauvais, która jej zdaniem „w swym szalonym, przeciwnym już naturze porywie w górę, ma w sobie coś prawie lucyferycznego”. Pracę nad powieścią zakończyła w sierpniu 1939 r., ale publikację uniemożliwił wybuch wojny.

Malewska już w październiku 1939 skontaktowała się ze Służbą Zwycięstwa Polski (przyszłą Armią Krajową) i po przeszkoleniu dostała niezwykle odpowiedzialną funkcję kierowniczki komórki szyfrów zagranicznych. Doceniono jej zdyscyplinowany umysł, opanowanie, dyskrecję i żelazne nerwy. Grupie pod dowództwem Malewskiej nie zagrażała panika, więc sprawdzała się w pracy konspiracyjnej, która w każdej chwili groziła wpadką.

„Hania”, bo pod takim pseudonimem działała Malewska, zatrudniała kilkanaście kobiet, zazwyczaj amatorek, pracujących w często zmienianych mieszkaniach nad odszyfrowaniem kilkudziesięciu stron maszynopisu. Pracą w tajnej komórce szyfrów zajmowała się do wybuchu Powstania Warszawskiego, ale znalazła także czas na napisanie powieści o Norwidzie Żniwo na sierpie. Potrzebowała tego jako odtrutki na ekstremalnie trudną i niebezpieczną codzienność, musiała mieć kontakt z inną, bezpieczną rzeczywistością, aby przetrwać. Pisała w tramwajach, w czasie każdego kwadransa wolnego czasu, wieczorami po pracy. Czuła wewnętrzną konieczność pisania, przeczucie nadchodzącej katastrofy. Ostatnie słowa książki napisała już przed samym Powstaniem. Książka ukazała się w roku 1947, w rok po publikacji Kamienie wołać będą.

Po wojnie Malewska wróciła z matką do Krakowa i rzuciła się w wir pisarstwa publicystycznego. Szybko nawiązała kontakt ze świeżo powstałym „Tygodnikiem Powszechnym” i zadebiutowała w drugim numerze tekstem Całoczłowieczeństwo. W 1946 r. dołączyła do redakcji „Znaku”, a już od trzeciego numeru została jego redaktorem naczelnym i była nim do 1973, kiedy oddała pismo w ręce Bohdana Cywińskiego. W swojej publicystyce stworzyła cały program idei dla zniewolonego totalitaryzmem społeczeństwa.

Adam Michnik pisał: „Na ten program składała się rezygnacja z dalszej walki zbrojnej […], odwaga cywilna, rzetelność życia codziennego, kształtowanie kultury umysłowej i moralnej. Wspólnym mianownikiem tych wartości była wierność chrześcijaństwu; łączność katolickiej społeczności z katolickim Kościołem”. W głoszeniu tego programu nie była sama, „Znak” dysponował świetnymi piórami, chociażby Swieżawskiego, Gołubiewa, Stommy, Turowicza, Zawieyskiego, Wojtyły, Tischnera i wielu, wielu innych.



«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...