Walka z mocami ciemności

Przegląd Powszechny 3/2010 Przegląd Powszechny 3/2010

Niektórzy ignorują niewidzialny świat duchów, bo nic pewnego nie można o nim powiedzieć. Twierdzą, że czasy czarownic i stosów dawno już minęły, a zapach siarki rozrzedził się w powietrzu.


Przystępując do pisania wprowadzenia do kolejnego numeru naszego miesięcznika, pojawiły mi się przez moment wątpliwości: Czy wypada pismu przeznaczonemu dla oświeconych ludzi zajmować się demonami? Niektórzy ignorują niewidzialny świat duchów, bo nic pewnego nie można o nim powiedzieć. Twierdzą, że czasy czarownic i stosów dawno już minęły, a zapach siarki rozrzedził się w powietrzu.

Cztery lata temu Marzena Janik pisała m.in. w „Przeglądzie Powszechnym”: Dziś Zły nie wydaje się nam się już taki straszny jak kiedyś. Współczesny diabeł utracił rogi, kopyta, ogon. Twierdzi się, że jego postać stanowi wcielenie ludzkich lęków, obaw i niepokojów. Uznaje się go za figurę, która w sposób niezwykle ekspresywny ujawnia mroczne strony świata oraz ciemną naturę człowieka. Przestrzeń dla demonów pozostała w filmie fantasy, w grach i zabawach komputerowych, które ukazują je jako twory wyobraźni oraz mitów. Tam wchodzimy do niewidzialnego świata, oswajamy go i panujemy nad nim od początku do końca. Ale czy tak jest w rzeczywistości?

Chrześcijański stosunek do demonów jest nacechowany realizmem spojrzenia. Oczywiście sam diabeł i jego wspólnicy znajdują się na obrzeżach wiary. Nie wierzymy w niego tak, jak w Boga, wiemy natomiast, że istnieje. Słuchając czasami spowiedzi, dochodzę do przekonania, że człowiek o własnych siłach nie byłby w stanie stworzyć tak powiązanego ze sobą łańcucha zła. Jego pokrętność, perfidia i skutki przekraczają nasze możliwości. Musi to pochodzić z zewnątrz. W konfrontacji z mocami ciemności uznajemy, że opierając się na własnych siłach, nie możemy zwyciężyć w duchowej walce. Z tego płynie pokora wobec tajemnicy zła oraz poczucie, że potrzebujemy Kogoś Mocniejszego. Wierzymy, że ciemności zostały już ostatecznie pokonane oraz że nie mają nad nami żadnej władzy, jeśli dobrowolnie jej nie oddamy. Jesteśmy zwycięzcami. Różne przejawy programowego zafascynowania złem oraz powrót rozmaitych form magii i okultyzmu zrodziły jednak potrzebę pomocy i obrony człowieka przed ich wpływem.

Większość artykułów w numerze marcowym napisali jezuici. Między innymi dlatego, że zostali wyposażeni przez św. Ignacego w cenne narzędzie w postaci reguł o rozeznawaniu duchów. Pozwalają one odczytać zasady, którymi należy się kierować w zmaganiu ze światem ciemności. A zatem trzeba, po pierwsze, poznać swoje słabe strony, zarówno zranienia z przeszłości jak i bolesne upadki, bo tam przede wszystkim będziemy atakowani. Ważne jest mówienie o swoich przeżyciach duchowych osobom trzecim, bo nie jesteśmy dobrymi doradcami w swoich sprawach. Nie należy nigdy iść na drobne kompromisy ze złem. Jak damy palec, to wkrótce stracimy rękę.

Przeczytałem kiedyś mądrą książkę mojego współbrata śp. o. Józefa Kozłowskiego pt. „Z grzechu do wolności”. Autor przedstawił w niej proces stopniowego wchodzenia w zło i uzależniania się od niego. Wszystko zaczyna się od zaniedbania dobra, potem przychodzi zlekceważenie prawa, czyli zwątpienie w sens działania według zaleceń Stwórcy, które zaczynają być krępujące i uciążliwe. Wygodniej będzie pójść za głosem swojego „ja”. Autonomia i samowystarczalność stają się podstawowym kryterium działań. Człowiek staje się „bogiem” dla samego siebie. Takie postępowanie nieuchronnie prowadzi do klęski i upadku. Oczywiście u zdrowego człowieka pojawiają się wyrzuty sumienia. To dzięki nim wielu ludzi decyduje się na zerwanie z grzechem. To jest uwewnętrzniony głos Boga. Ale sumienie można w sobie zagłuszyć, a poczucie grzeszności przykryć cynicznym płaszczem zewnętrznej poprawności.

Wtedy zaczyna się „podwójne życie”: jedno jest na pokaz dla publiczności, a drugie zamknięte w ramach prywatnego „ja”, do którego nikt z zewnątrz nie ma dostępu. Wezwanie do przemiany pojawia się pośrednio w skutkach działań, które powodują cierpienie i spustoszenie. Jeśli w człowieku pozostaną resztki wewnętrznej prawości, to jest on do uratowania. Pan Bóg wyciągnie go z otchłani na powierzchnię. Jeśli ten jednak nie zechce Mu się powierzyć, może dojść do opanowania przez zło i do stanu zwanego opętaniem, z którego trudno wydostać się o własnych siłach. Potrzebna może być wtedy wizyta u psychiatry, a także duchowa pomoc w postaci egzorcyzmów.

Ponowne ich odkrycie nie jest wcale powrotem do czasów ciemnego średniowiecza, ale wyrazem świadomości Kościoła, że nie ma takiego zła, którego Pan Bóg nie pokonałby dla dobra człowieka.

 

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...