Rozgrzeszenie z bankomatu

Tygodnik Powszechny 12/2010 Tygodnik Powszechny 12/2010

Zgrywa, sztuka krytyczna, pobożne hochsztaplerstwo, kasa zbijana na naiwności ludzi – czy też może nadeszła epoka Kościoła automatów?


A że mało kto dziś grzeszy ciężko, to zapewne po takim duchowym seansie odkładamy słuchawkę z o wiele lżejszym i czystszym sercem.

Substytut zaspokojenia

W ludziach świadomych swojej wiary żadne automaty i gorące linie do Pana Boga zapewne nie wywołają zamieszania. Kto ma świadomość, czym jest chrześcijaństwo, potrafi doskonale rozróżnić modlitwę od towaru modlitwopodobnego, a Pana Boga nie pomyli z maszyną. Problem jest głębszy. Na stronie „Linii Pana” jej pomysłodawcy pytają retorycznie: „Któż z nas nie marzy o duchowości w tym tak zmaterializowanym świecie?”.

Przedstawione tutaj projekty – jeśli brać je serio – dają właśnie namiastkę duchowości, ersatz modlitwy, surogat Pana Boga, substytut zaspokojenia. Znawcy współczesnych środków komunikacji są zgodni: im więcej techniki, tym mniej człowieka, im więcej kontaktów wirtualnych, tym mniej kontaktów rzeczywistych, im więcej wspólnot wirtualnych, tym mniej relacji międzyludzkich, im więcej środków zastępczych, tym mniej oryginału. Zasady te dotyczą także religii i Kościoła, który niezmiennie stoi przed tym samym dylematem: być propozycją alternatywną, zachowującą swoją inność – także w metodach działania – czy też nadążać za rozwojem technologicznym bez względu na możliwe konsekwencje przeniesienia tego, co – powiedzmy ogólnie – zrodzone w świecie stechnicyzowanym, do świata nadprzyrodzonego.

Technika wkracza małymi krokami do przestrzeni sakralnej. Najpierw – wbrew obawom watykańskich kongregacji – wkroczyła elektryczność. Dzisiaj tak dalece opanowała świątynie, że nie tylko zastępuje wieczne lampki, ale także lampki wotywne. Zgrozą przejmują zapalające się żarówki w zależności od ofiarności darczyńcy. Dziwię się, że jeszcze nikt nie wpadł na pomysł instalacji automatycznych dyfuzorów kadzideł przy bocznych ołtarzach.

Marshall McLuhan powiedział, że prawdziwa rewolucja technologiczna w Kościele dokonała się dzięki mikrofonowi i głośnikom, bo odtąd wierni przestali słyszeć naturalny głos kapłana dochodzący z jednego, centralnego miejsca, a usłyszeli sztuczny głos w rozproszeniu, który dochodził zewsząd, czyli znikąd. Dzisiaj zdarza się, że nowocześni kapłani nie mówią już homilii, lecz pokazują prezentacje w PowerPoincie, a wierni w wielu kościołach oglądają Mszę nie z oddali ławki, ale z monitorów zawieszonych na filarach. Przecież tak widzi się lepiej!

I nieważne, że sztuczne zastępuje to, co naturalne.

***

Pośród powszechnej w Kościele fascynacji technologią jestem zapewne głosem wołającego na puszczy. Powiedzmy sobie jednak szczerze: możliwość zaistnienia takich projektów jak choćby „Linia Pana” nie bierze się znikąd. To ekstremum pewnego dokonującego się od lat procesu, którego istotnym elementem jest choćby transmitowanie Mszy św. w środkach masowego przekazu. Instalacja Kamili Szejnoch pokazuje, do jakiego można dojść absurdu w automatyzacji i mechanicyzacji wiary.

W 1955 r. Karl Rahner pisał: „Dla człowieka nadchodzącego stulecia będzie więc wielkim błogosławieństwem, jeśli będzie jeszcze takie miejsce, kościół właśnie, gdzie będzie on mógł zachować swoją naturalną ludzką miarę; gdzie nie będzie on odczuwał, że ze swoim ciałem jest czymś archaicznym, jakimś niezastępowalnym reliktem w świecie aparatów, którymi się otoczy i które miałyby go zastąpić; gdzie będzie miał miejsce, które będzie go wyzwalać z braku umiaru w dziedzinie techniki, będącej przecież jego zadaniem i losem”.

Niestety, Rahner się mylił. Żyjemy w epoce powszechnej inwazji aparatów i awatarów. Także w Kościele.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...