Wzory duchownych

Znak 4/2010 Znak 4/2010

Czym Bill Coffin tak bardzo podpadł? Nawoływał do przyjmowania większej liczby Żydów, Murzynów i kobiet na studia, sprzeciwiał się elitarności klubów i stowarzyszeń studenckich, zwracał uwagę na to, że elitarność i ekskluzywność zawsze mają drugą, dużo mniej przyjemną stronę: wykluczenie i odrzucenie. A to, uważał, jest nie do pogodzenia z Ewangelią Jezusa Chrystusa.

 

Bill Coffin, nawet gdyby chciał je święcić, nie miałby na to czasu. Natychmiast bowiem zaangażował się w działanie na rzecz wcielania w życie tego, co głosił w kazaniach. To między innymi dzięki  jego zaangażowaniu Yale zniosło nieformalny numerus clausus w przyjmowaniu Żydów na uczelnię. W maju 1961 roku, razem z kilkoma innymi profesorami, udał się na południe Stanów  Zjednoczonych, by protestować przeciwko tamtejszej segregacji rasowej. Oczywiście wszyscy zostali natychmiast aresztowani za „wzniecanie zamieszek rasowych”, ale swój kilkudniowy pobyt w więzieniu Coffin wykorzystał do napisania listu otwartego, w którym bezlitośnie zdemaskował charakterystyczne dla „tradycjonalistów” argumenty z gatunku „chcemy tylko świętego spokoju” jako „typowe rozumowanie ludzi, którzy chcą pokoju za wszelką cenę – oni mają dostać pokój, a ktoś inny zapłaci ową cenę”. Gdy wyszedł z więzienia i wrócił na uczelnię, miesiącami otrzymywał pełne nienawiści listy, w których nazywano go „komuchem”, „miłośnikiem czarnuchów” etc. Kilkudziesięciu absolwentów napisało do rektora, kategorycznie żądając wyrzucenia młodego duchownego na bruk i grożąc wstrzymaniem pieniędzy dla uczelni. Gorliwy kalwinista, jakim był ówczesny prezydent Yale Arthur Whitney Griswold, wierzył jednak niewzruszenie w kalwińską zasadę swobody ambony, która pozwala pastorowi na nieskrępowane wyrażanie swoich opinii, i odmówił zwolnienia Coffina.

I za tą decyzją stała brać akademicka. Na Yale już dawno zrezygnowano z obowiązkowej  dla studentów obecności na nabożeństwach, ale w czasach pastorowania Billa Coffina uniwersytecki kościół pękał w szwach i często można było znaleźć tylko miejsce stojące. W swoich  modlitwach przestrzegał młodych absolwentów, mówiąc: „Pamiętajcie, że nawet jeśli wygracie wyścig szczurów, to ciągle pozostaniecie szczurami”. I nie ustawał w walce o godność człowieka: latem 1964 roku namówił sędziwą matkę gubernatora stanu Massachusetts, by dała się aresztować (razem z nim jako jej kapelanem) w St. Augustine na południu Stanów Zjednoczonych za złamanie rasistowskich ustaw antymurzyńskich. Za jej przykładem poszły inne znane osobistości i studenci, i w ciągu trzech dni do aresztu trafiło ponad kilkaset osób. Gdy pomiędzy jednym a drugim aresztowaniem przemawiał do tłumów w uniwersyteckim kościele, nawoływał je do naśladowania Jezusa i do dawania pokojowego świadectwa. Krytykom odpowiadał, cytując katolika Chestertona: „To nieprawda, że próbowano chrześcijaństwa i nie zdało ono egzaminu. Prawda jest taka, że dotychczas jeszcze go prawie nigdy nie wypróbowano”.

Jakby tego wszystkiego było mało, pod koniec lat 60. ubiegłego wieku Coffin zaangażował się w kampanię przeciwko amerykańskiej interwencji w Wietnamie. W październiku 1967 roku, razem z George’em Huntstonem Williamsem, znanymprofesorem teologii z Harvardu, brał udział w nabożeństwie, podczas którego studenci demonstracyjnie spalili publicznie karty mobilizacyjne do wojska. Władze federalne odpowiedziały na tę prowokację i kilka tygodni później zarządziły przeszukanie Yale Divinity School. W 270-letniej historii uczelni nie było podobnego wydarzenia. Podczas gdy agenci FBI przeszukiwali pokój po pokoju, przyszli duchowni wywiesili naprędce sporządzony transparent ze słowami z Księgi Przysłów: „Drogie FBI: Niech twoja noga rzadko staje w domu twojego bliźniego, abyś mu się nie uprzykrzył i on cię nie znienawidził” (25, 17). Na teren wydziału teologii przyjechał dziekan wydziału prawa i poinformował studentów, że nie mają obowiązku mówienia czegokolwiek agentom. Dziekan wydziału teologii poprosił grzecznie, acz stanowczo, by agenci natychmiast opuścili teren uczelni. Zdjęcia z tych wydarzeń obiegły całe Stany Zjednoczone. Na dodatek nastąpiło to w czasie weekendu, kiedy na uniwersytet zgodnie z tradycją przyjechało sporo rodziców. Nawet sprzyjający Coffinowi prezydent Yale łagodnie skrytykował go za styl działania. Jednak w niedzielę, w nabitym do granic wytrzymałości kościele, Coffin wygłosił znakomite kazanie, broniąc prawa chrześcijan do działania na rzecz sprawiedliwości społecznej, i to wbrew panującym gustom i ideologiom: „Prawda jest zawsze zagrożona tym, że zostanie złożona w ofierze na ołtarzu dobrego smaku i spokoju społecznego”. Przywołując przykład Marcina Lutra, powiedział:

Tym, czego dzisiejsze chrześcijaństwo potrzebuje, jest przede wszystkim ukształtowanie ludzi myśli i sumienia, gotowych na przygodę, ludzi z wyobraźnią, gotowych zarówno do zabawy, jak i wyrzeczeń (…), ale przede wszystkim muszą to być ludzie pełni odwagi, którzy, gdy zacznie zapadać zmierzch i tchórze zaczną uciekać z pola walki, powiedzą jak Luter: „Moje sumienie jest związane słowem Boga. Iść wbrew sumieniu jest rzeczą złą i niebezpieczną.  Tak oto stoję, inaczej nie mogę. Boże dopomóż”.

Były szef amerykańskiej dyplomacji Strobe Talbott przyznał później, że to właśnie dzięki Billowi Coffinowi on i wielu jego znajomych nie przekreśliło Kościoła jako instytucji beznadziejnie anachronicznej, konserwatywnej i niereformowalnej.

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...