To, co umiera, zmartwychwstaje

Tygodnik Powszechny 21/2010 Tygodnik Powszechny 21/2010

Coraz częściej słowo „Kościół” pojawia się w sąsiedztwie takich słów jak kryzys, zmierzch, upadek. Przekonanie o kryzysie Kościoła, a nawet o rychłym jego końcu bywa większe niż wiara w Ducha Świętego, który jest tego Kościoła duszą.

 

Tak więc kryzys Kościoła i jego prześladowanie, nienawiść i brak miłości, utrata wierności, a nawet jego obumieranie – to nie tylko owoce działania świata, który nas nienawidzi, ale także mysterium iniquitatis, które nieodłącznie powiązane jest z Kościołem. Wystarczy przypomnieć sobie wielkojubileuszowy rachunek sumienia i wyznanie win, a także rozważania z Drogi Krzyżowej kard. Ratzingera z roku 2005, by zobaczyć, jak trudna i bolesna jest świadomość Kościoła, który jest nie tylko obiektem prześladowania dokonującego się z zewnątrz, ale także Kościoła, który w swoich poszczególnych członkach staje się wrogiem i prześladowcą sam dla siebie. Także na godzinę takiego prześladowania i takiego kryzysu przychodzi Paraklet, abyśmy się nie załamywali w wierze.

Czwarta hipoteza

Kiedy kryzys Kościoła w Quebecu osiągnął swój zenit i gdy zaczęto już nawet nazywać ten stan agonią, pojawili się ludzie Kościoła, którzy mieli odwagę pytać nie tylko o przyczyny takiego stanu rzeczy, ale także – co o wiele trudniejsze – pytać o Kościół, który zrodzi się z tej agonii i tego kryzysu. Maurice Bellet w swojej książce pt. „La quatri?me hypot?se” („Czwarta hipoteza”) zarysowuje cztery modele przyszłości chrześcijaństwa. Pierwsza hipoteza mówi o zaniku chrześcijaństwa, które zostanie wyparte przez panowanie rozumu. Druga hipoteza mówi o „rozpuszczeniu się” chrześcijaństwa, które będzie polegało na asymilacji tzw. wartości chrześcijańskich w kulturze, bez odniesienia do wiary. Trzecia hipoteza mówi o kontynuacji, polegającej na obronie instytucji chrześcijańskich i dążeniu do restauracji istniejącego niegdyś status quo. Czwarta hipoteza zakłada, iż Ewangelia jest dobrą nowiną, która nigdy się nie wyczerpuje, a jej owocność jest niezależna od czasu i okoliczności. „Nowy” Kościół nigdy nie powstaje bez cierpienia, ale cierpienie nosi w sobie także określoną owocność.

Dodajmy, że słowo „kryzys” oznacza tyle co „sąd”. Stan kryzysu jest chwilą osądzenia tej rzeczywistości, która popada w stan kryzysu. Jego synonimem nie jest wcale załamanie, ale o wiele bardziej kryzys to okres przełomu, przesilenia, decydujący zwrot – chwile, które domagają się wyboru, decydowania, a także zmagania się i walki. Nie da się zwycięsko przejść kryzysu bez rzetelnej diagnozy i oczyszczenia z tego, co obciąża. Czy Duch, który przychodzi przekonać świat o sądzie (J 16, 18), nie dokonuje także sądu wewnątrz wspólnoty Kościoła, pomagając mu rozpoznać właściwe drogi? To On przekonuje nas, co z ziarna Kościoła musi obumierać, by Kościół mógł wydawać nieustanny plon. Jan Paweł II mówił niejednokrotnie i z niejakim uporem o wiośnie Kościoła. Choć chrześcijaństwo trwa już dwa tysiące lat, to teologicznie rzecz ujmując wciąż jest u swego początku. Jeśli nawet gdziekolwiek Kościół doświadcza bólów obumierania, to trzeba wierzyć, iż są to jednocześnie bóle rodzenia, w których Kościół „jęczy i wzdycha”, dzieląc los stworzenia. A żyjąc w oczekiwaniu, posiadamy już pierwsze dary Ducha (Rz 8, 18-23).

Drzwi szeroko otwarte

Podczas audiencji 21 listopada 1990 r. Jan Paweł II mówił: „Duch Święty jest życiodajnym początkiem Kościoła – wewnętrznym, ale transcendentnym. Obdarza Kościół życiem i jednością jako przyczyna sprawcza, to znaczy jako sprawca i krzewiciel Bożego życia Ciała Chrystusa”. Przypomniał także naukę soborową mówiącą, iż Chrystus, „abyśmy (...) w Nim nieustannie się odnawiali (por. Ef 4, 23), udzielił nam Ducha swego, który będąc jednym i tym samym w Głowie i członkach, tak całe ciało ożywia, jednoczy i porusza, że działanie Jego porównywać mogli święci Ojcowie z funkcją, jaką spełnia w ciele ludzkim zasada życia, czyli dusza” (Konstytucja dogmatyczna o Kościele, p. 7).

Duch Święty utrzymuje Kościół w ciągłej młodości, jednocześnie nie pozwalając mu się zestarzeć. W tym znaczeniu przychodzi jako Paraklet – nie jako pocieszyciel, który miałby uspokajać zamkniętych w Wieczerniku słowami, że „wszystko będzie dobrze”, ale jako ten, który jest źródłem mocy i dynamizmu. Jeśli bowiem widzialne ciało Kościoła podlega różnorakim przemianom i kryzysom, wewnętrznym i zewnętrznym prześladowaniom, które są źródłem jego cierpień, a nawet „starzeniu się w grzechach”, to jego dusza – Duch Święty – pozostaje siłą, która nieustannie rodzi i ożywia. Jego obecność usuwa wszelki lęk i pozwala, by drzwi Kościoła były zawsze szeroko otwarte, zarówno dla tych, którzy chcą do niego wejść, usłyszawszy w nim swój ojczysty język (por. Dz 2, 8), jak i dla tych, którzy są wezwani do nieustannego opuszczania Wieczernika, by świadczyć, że są pijani Duchem.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...