Dokąd pędzi wóz?

Znak 5/2010 Znak 5/2010

Tam, gdzie na szalach kompromisu stają z jednej strony pieniądze, a z drugiej idee, warto dołożyć tym ostatnim kilka odważników. Trzeba więc traktować poważniej, niż z pozoru na to zasługują, zarówno sygnały alarmowe, jakie daje nam światowa gospodarka, jak też rozmaite inicjatywy i ruchy społeczne próbujące uczłowieczyć zarabianie pieniędzy.

 

7.

Wstrzymuję ruch. Spacerując sobie ulicą w Burlington w stanie Vermont, docieram do skrzyżowania i widzę zbliżający się samochód. Zatrzymuję się. Samochód także się zatrzymuje. Tymczasem moje myśli rozprasza para hippisów rzucających frisbee w parku. Stoję zatem zamyślony i trwa to jakieś 15–20 sekund. Samochod czeka. W normalnym mieście samochód zdążyłby już pięć razy mnie minąć; kierowcy zwykle korzystają z każdej wolnej przestrzeni, by pojechać dalej. Ale jesteśmy w Burlington, jednym z najbardziej społecznie oświeconych miast Ameryki, w którym kierowcy zdają sobie świetnie sprawę, że ich kraj padł ofiarę obsesji samochodowej, że prowadzenie samochodów w Ameryce zagraża naturalnemu rytmowi poruszania się piechotą, lokalnej bezpośredniej komunikacji międzyludzkiej.

Zanim autor tych słów dotrze do celu, jeszcze kilkanaście razy będzie uczestnikiem dziwnego rytuału zwycięstwa woli i świadomości społecznej. Burlington to jedno z amerykańskich Latte Towns – miejscowości zamieszkanych przez zamożne, liberalne wspólnoty, w których panuje powszechne przywiązanie do tego, co naturalne, zdrowe, ładne, niespieszne i najlepiej ręcznie wykonane. To miasteczka pełne warzywniaków z organiczną żywnością, niewielkich pięknie pachnących piekarni, przytulnych i dobrze wyposażonych księgarni, slowfoodowych restauracji, ścieżek rowerowych, starych młynów przerobionych na nowoczesne lofty. Dalibyśmy radę żyć w takim miejscu?

W świecie narzucającym nam coraz szybsze tempo (a może to my narzucamy tę prędkość światu?) powstają pojedyncze ogniska oporu. Na razie niemal wyłącznie w krajach, które zachwyt skokiem gospodarczym i cywilizacyjnym mają już za sobą i raczej próbują na nowo przemyśleć ich konsekwencje. W rzeczywistości, w której coraz mniej mamy czasu na spokojne, zdrowe i regularne odżywianie się, a coraz częściej jemy na stojąco (właściwie „na idąco”), powstają ruchy społeczne skupione wokół idei Slow Food. W czasach gdy, wybierając się na wakacje, marzymy o tym, by męcząca podroż trwała jak najkrócej, by wykorzystać każdą chwilę na wypoczynek, powstaje idea Slow Travel – czerpania przyjemności z samej podroży. Wreszcie tam, gdzie praca stała się wypranym z jakichkolwiek dodatkowych wartości zarabianiem pieniędzy – budują się pierwsze struktury Slow Business.

Slow Food to wynalazek ostatnich piętnastu lat. Do niedawna niemal nieobecne w Polsce, bardzo prężne w zachodniej Europie, szczególnie we Włoszech, międzynarodowe stowarzyszenie zrzeszające około 60 tysięcy głownie młodych ludzi, raczej zamożnych, dużo podróżujących, których można poznać po wpiętych w klapę ślimaczkach i zamiłowaniu do zdrowego trybu życia. Mają swoje restauracje, głownie małe rodzinne kuchnie, dbające o to, by serwowane przez nich dania były smaczne, świeże, naturalne i zdrowe.

Slow Travel to idea podróżowania, w którym liczy się nie tylko jak najszybsze osiągnięcie celu, ale sama podroż staje się częścią wypoczynku. Do łask powracają więc przede wszystkim wyprawy kolejowe i morskie – kojarzące się nam raczej z komunikacją krajową niż zagraniczną.

Slow Business rodzi się powoli w nieprzypadkowym miejscu – w uroczym Chapel Hill, w Karolinie Połnócnej, w jednym z wierzchołków Research Triangle Park (Park Trójkąta Badawczego), największego w Stanach Zjednoczonych ośrodka badawczego skupiającego na obszarze trzech tysięcy hektarów kilkadziesiąt korporacji i instytucji badawczo-rozwojowych. W manifeście Slow Business, spisanym w okresie recesji dokładnie rok temu przez Jerry’ego Stifelmana, założyciela i dyrektora organizacji The Change, czytamy:

Liczy się to, kim jesteś. Praca powinna być istotną ekspresją indywidualności. (…) Liczy się reszta twojego życia. Nosząc wszędzie swoje Blackberry i pracując do 22.00, czynimy pracę najistotniejszą częścią naszego życia. Jeśli zwolnimy, damy innym szansę, by zrobili to samo. Liczą się relacje międzyludzkie. Bycie przedsiębiorczym nie oznacza bycia nieludzkim. (…) Liczy się radość. Mamy rok 2009, powinniśmy się rozwijać. Z jakiego powodu mielibyśmy oczekiwać od kogokolwiek, by rezygnował z czasu, który daje mu radość? Liczy się miłość. Praca nie jest tylko środkiem do jakiegoś celu. To część naszego stosunku do własnego życia. Dlatego nie będzie bez znaczenia, jeśli kupimy młotek w sklepie należącym do naszego sąsiada, pełnego ludzi naprawdę kochających narzędzia. Przedsiębiorstwa, które nie wytwarzają produktów lub nie handlują nimi z miłości, nie upadają tylko dlatego, że są tańsze…

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...