Życie jest za łatwe

Tygodnik Powszechny 30/2010 Tygodnik Powszechny 30/2010

Prawdziwa wiara buduje się na ryzyku, bólu i zwątpieniu. Czy w tym kontekście niepewność wpisana we współczesność nie jest szansą dla chrześcijaństwa?

 

Czyżby więc rację mieli ci, którzy głoszą opinię, że przyszłością chrześcijaństwa – wbrew niedawnym prognozom – nie jest ani Afryka, ani Ameryka Łacińska, ale zlaicyzowany, a przy tym indywidualistyczny Zachód?

Absolutnie się z tym zgadzam: wystarczy zauważyć, jak wiele ruchów społecznych czy organizacji pozarządowych na Zachodzie ma swoje źródła w chrześcijaństwie. Zauważamy również rosnące zainteresowanie tradycją chrześcijańskiego mistycyzmu. Jednocześnie, głosząc ten pogląd, trzeba uważać, by uniknąć myślenia „kolonialnego”. Żyjemy w czasach, w których chrześcijaństwo (w różnych wersjach: katolickiej, luterańskiej czy zielonoświątkowej) rzeczywiście stało się religią światową. Tu już nie ma „misjonarzy” i „uczniów” – my, przedstawiciele świata Zachodu, wiele możemy się nauczyć od chrześcijan z Brazylii czy Indonezji. To sytuacja równoprawnej wymiany.

Jednak nie da się nie zauważyć kryzysu chrześcijaństwa na Zachodzie. I nie chodzi mi tutaj wcale o oczywistą perspektywę polityczną, rynkową czy obyczajową, ale egzystencjalną. Doświadczenie Auschwitz (i Kołymy) przeorało przede wszystkim teologię judaizmu, jednak pytanie: „Gdzie był wtedy Bóg?”, postawiło także chrześcijaństwu.

Z całą pewnością ten kryzys bardzo wyraźnie objawił się – w sposób oczywisty – zaraz po wojnie. Jednocześnie bardzo wielu ludzi zbliżało się wtedy do wiary, która okazywała się dla nich jedyną gwarancją cywilizacji i moralności. Ochroną przed tym, co narzucały totalitaryzmy (dobrym przykładem jest tutaj komunistyczna Polska po 1945 r., kiedy w kościołach spotykała się „lewica laicka”). Zastanawiam się jednak, na ile kryzys, wynikający z doświadczeń totalitaryzmów, jest jeszcze aktualny. Być może bardziej żywotny jest dziś zupełnie inny kryzys. Ten, którego źródłem jest kapitalizm, życie zbyt łatwe i powierzchowne. Zaś podstawowym źródłem współczesnego kryzysu chrześcijaństwa zdaje się poczucie, że straciliśmy świadomość, iż bezpośrednia relacja z Bogiem może pomagać w sytuacjach ekstremalnych, granicznych (przy czym nie mówimy tutaj o zabobonie, ale o sile, jaką ona daje). Ta zmiana sprowokowała wiele dramatów ludzkich – by przypomnieć tylko przypadek wielkiego rosyjskiego dysydenta Sołżenicyna, który nie odnalazł się w takiej nowoczesności.

Słuchając Pana Profesora, w pierwszej chwili poczułam bunt. Bo jak porównywać komorę gazową z supermarketem? Ale przypomniałam sobie turystów, którzy przy ruinach krematorium pili coca-colę...

***

Inna kwestia. Często zazdrościmy ludziom, którzy żyli w czasach, gdy Bóg był oczywistością społeczną. My skazani jesteśmy na niepewność. Czy można z niej uczynić wartość pozytywną?

Nie zawsze warto zazdrościć pewności wiary, ma ona bowiem różne wymiary. I dziś są ludzie tak przekonani, wyniośli, dumni ze swego kontaktu z Bogiem, że nie dopuszczają do siebie żadnych wątpliwości. Mniejsza o to, że wydają się nieznośni. Problem polega na tym, że w gruncie rzeczy pozostają nieświadomi, ślepi, wewnętrznie stłumieni, zakleszczeni. Są też inni, wątpiący, stawiający niewygodne pytania, zmagający się z Bogiem. Prawdziwa wiara buduje się na ryzyku, bólu i zwątpieniu. Czy w tym kontekście niepewność – tak mocno wpisana we współczesność – nie jest szansą dla chrześcijaństwa?

Jest jeszcze jeden aspekt: o ile zachowaliśmy wizerunek dobrego, pomocnego Pana Boga, o tyle zapomnieliśmy o tym, co dla religii jest wartością równie ważną: o tremendum, poczuciu grozy.

W tej kwestii chrześcijaństwo wydaje się niezwykle paradoksalne. Podziwiamy urodę chrześcijańskiej liturgii, sztuki, muzyki dawnych wieków. A jednocześnie chrześcijański Bóg z jednej strony jest Architektem świata, z drugiej zaś – Ofiarą, Kimś, kto sprzeciwia się światu. Ten paradoks mocno odróżnia chrześcijaństwo np. od islamu, w którym Bóg zawsze pozostaje mocą (może z wyjątkiem niektórych ruchów sufickich).

Oczywiście sprowadzenie chrześcijaństwa do obrazu „dobrego Boga”, zapewniające mniejszy lub większy komfort, byłoby jego redukcją. Chrystus jest dla nas Bratem, Pocieszycielem, Nauczycielem. Ale to nie są Jego jedyne funkcje: On przekracza je wszystkie poprzez swoją ofiarę. Jednak nie wiem, czy widziałbym w tym tremendum, rozumiane tak, jak rozumiano je przed wiekami – jako pierwotną, świętą grozę, w której dominuje strach. Dziś znacznie wyraźniejsze jest poczucie pustki, opuszczenia, braku, który chciałoby się czymś wypełnić. Czasem to doświadczenie paraliżuje, jednak nie zawsze musi wiązać się z rozpaczą. Może otwierać, transformować życie w kierunku dobra – bo poczucie braku wyraża tęsknotę, pobudza. Ofiara Chrystusa – który na własnej skórze doświadczył uczucia pustki – pozwala mi zobaczyć w słabości siłę (kolejny paradoks). Ba, odkrywam, że potrzebuję mojej słabości.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...