Z drżeniem serca patrzyłem w elektrokardiogram

Niedziela 41/2010 Niedziela 41/2010

Kule wystrzelone z pistoletu mordercy nie zabiły go, lecz poważnie nadwątliły jego zdrowie. Od 13 maja 1981 r. Jan Paweł II stał się także „Papieżem cierpienia” – choroba i ból stały się nierozłącznym elementem jego życia, a rzymska poliklinika Gemellego – jego trzecim domem

 

Od kiedy pojawił się na Placu św. Piotra – uśmiechnięty, energiczny, kroczący dynamicznym krokiem po schodach Bazyliki – nazywano go atletą Boga. Wydawało się, że ten mocny i tryskający zdrowiem mężczyzna bardzo długo nie będzie potrzebował lekarzy, lecz wszystko zmieniło się wiosennego dnia 1981 r.

Kule wystrzelone z pistoletu mordercy nie zabiły go, lecz poważnie nadwątliły jego zdrowie. Od 13 maja 1981 r. Jan Paweł II stał się także „Papieżem cierpienia” – choroba i ból stały się nierozłącznym elementem jego życia, a rzymska poliklinika Gemellego – jego trzecim domem (Papież nazywał ją trzecim Watykanem). Z czasem choroba Parkinsona i problemy reumatyczne sprawiły, że Papież nie mógł się samodzielnie poruszać i stał się „więźniem” swego ciała, chociaż nie przestał w sposób iście heroiczny wypełniać swojej odpowiedzialnej misji. Swych dolegliwości i ograniczeń bynajmniej nie ukrywał, wprost przeciwnie. A czynił to, by każda osoba – nawet chora i upośledzona – miała prawo obywatelstwa w społeczeństwie. Ostatnie tygodnie ziemskiej drogi Jana Pawła II stały się prawdziwą Kalwarią – Papież, który cały czas nauczał ludzi, jak mają żyć, w tym dramatycznym okresie pokazywał nam, jak należy stawiać czoło śmierci.

Przez prawie 27 lat, aż do 2 kwietnia 2005 r., przy Janie Pawle II czuwał jego osobisty lekarz – dr Renato Buzzonetti, szczególny świadek życia „Papieża cierpienia”. (W. R.)

WŁODZIMIERZ RĘDZIOCH: – Pan Doktor przeszedł do historii jako lekarz trzech papieży. Kiedy po raz pierwszy spotkał się Pan Doktor z Janem Pawłem II?

DR RENATO BUZZONETTI: – W Sali Królewskiej (sala Pałacu Apostolskiego sąsiadująca z Kaplicą Sykstyńską – przyp. W. R.) kilka minut po pierwszym uroczystym błogosławieństwie, którego Jan Paweł II udzielił z Loży Błogosławieństw – byłem wtedy lekarzem konklawe, kierowałem ekipą medyczną, której zadaniem była opieka sanitarna nad jego uczestnikami. Nieco wcześniej widziałem nowo wybranego Papieża wychodzącego z Kaplicy Sykstyńskiej – jego nowa biała piuska wydawała się płynąć ponad świętującym tłumem otaczających go kardynałów i prałatów. Zatrzymał się w Sali Królewskiej, by pozdrowić purpuratów, którzy brali udział w konklawe. Ktoś musiał go poinformować o mojej długiej znajomości z bp. Andrzejem Deskurem, który w tych dniach został przewieziony w ciężkim stanie do polikliniki Gemellego, gdyż Papież, widząc mnie, położył mi rękę na ramieniu i zapytał o najnowsze wiadomości dotyczące stanu zdrowia swego wielkiego przyjaciela. Odpowiedziałem, że telefony są zablokowane z powodu konklawe, lecz Papież nalegał: „Niech się Pan dowie, pomimo wszystko”. Nie mogłem wówczas przewidzieć, że kilka miesięcy później, 29 grudnia, zostanę wezwany do Ojca Świętego, który zaproponuje mi, bym został jego osobistym lekarzem. Co prawda, od 1965 r. współpracowałem z watykańską służbą zdrowia, będąc na całym etacie w jednym z największych i najlepszych szpitali Rzymu, ale wcale nie znałem Karola Wojtyły, nawet z widzenia.

– Kto więc zaproponował, by został Pan lekarzem Jana Pawła II?

– W godzinach popołudniowych 29 grudnia, gdy byłem w pracy w szpitalu San Camillo, zadzwonił do mnie ks. prał. John Magee, drugi prywatny sekretarz Papieża, i poprosił mnie, bym przyszedł do niego. Udałem się do papieskiego apartamentu wieczorem, przekonany, że ksiądz prałat ma grypę. Czekałem na niego, lecz ku memu zdziwieniu – w saloniku zjawił się Jan Paweł II z dwoma polskimi lekarzami. Papież poprosił, bym usiadł przy stole, po czym zaproponował mi stanowisko osobistego lekarza. Chociaż był osobą zdrową, poinformował dokładnie o przebytych chorobach. Tego wieczoru zaprosił mnie również na kolację. Następnego dnia napisałem list do ks. Stanisława Dziwisza, informując, że akceptuję propozycję i że w przyszłości podam się do dymisji, jeżeli Papież będzie tego chciał. W tym samym liście dodałem, że będę krytykowany za podjęcie się tak poważnego zadania i że Papież też będzie krytykowany za to, że mnie wybrał – moje przewidywania sprawdziły się.

– Spędził Pan Doktor u boku Jana Pawła II prawie 27 lat, towarzysząc mu wszędzie, również w jego liczych podróżach zagranicznych. Jakie były Wasze stosunki?

 – Nasze stosunki charakteryzowała wielka prostota. Ja zawsze byłem z nim szczery, na sposób synowski i pełen szacunku, on z kolei darzył mnie głębokim zaufaniem.

– Jaki był Jan Paweł II jako pacjent?

– Papież był pacjentem posłusznym i uważnym; zawsze chciał wiedzieć, jaka jest przyczyna jego mniejszych lub większych problemów zdrowotnych, chociaż nie była to jakaś obsesyjna ciekawość. Był bardzo precyzyjny w sygnalizowaniu symptomów choroby – wynikało to z pragnienia, by jak najszybciej wyzdrowieć i powrócić do pracy oraz do modlitwy w prywatnej kaplicy (tę postawę zachował do końca życia). Jan Paweł II nigdy nie okazywał zniechęcenia czy przygnębienia w cierpieniu, które akceptował świadomie i z odwagą. Nie lubił natomiast zastrzyków – choć tolerował je, by wyzdrowieć.

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...