Jak gdyby Bóg istniał

Tygodnik Powszechny 1/2011 Tygodnik Powszechny 1/2011

Niektórzy sądzą, że głównym narzędziem władzy w naszym świecie nie jest już przemoc, ale mechanizm uwodzenia. Już nie trzeba zastraszać, wystarczy obiecywać



Jeśli okazałoby się, że jest to główna różnica między oboma stylami życia, wtedy rzeczywiście nie ma większego znaczenia, czy wyraźnym motywem owej drogi życiowej było odziedziczone lub odnalezione mocne przekonanie religijne, czy też „hipoteza istnienia Boga” (czy też może np. zwyczajna miłość do człowieka, która zgodnie z Ewangelią zawsze w końcu jakoś obejmuje także miłość do jego Stwórcy).

Być jak Bóg

Powiedzieliśmy, że spór między wiarą a niewiarą jest sporem między Bogiem jako możliwością, Bogiem umożliwiającym człowiekowi dzięki wierze przemianę niemożliwego w możliwe, a między martwym bogiem – Wielkim Bratem, który odbiera człowiekowi możliwość bycia w pełni człowiekiem i żyje tylko na pozór, wyłącznie z owej ukradzionej człowiekowi możliwości, z ludzkiej samoalienującej i samooszukującej się rezygnacji. Pod takim rozróżnieniem podpisałby się zapewne nie tylko Erich Fromm ze swoim podziałem religii na humanistyczną i autorytarną, ale nawet Nietzsche, który potrafił rozpoznawać różne typy bogów i religijności obecne w dziejach religii.

Tym, który naprawdę może nas wyzwolić z owej niewoli, ponieważ jest rzeczywiście Bogiem, a nie ludzkim wytworem i projekcją, jest Bóg – radykalnie przekraczający świat naszych obaw i życzeń, koncepcji i wyobrażeń. Jedynie taki Bóg może nas wyzwolić, ponieważ pozwala nam przekroczyć nasz dotychczasowy horyzont możliwości.

Boga, dla którego nie ma nic niemożliwego, który pozwala nam czynić z niemożliwego możliwe, nie musimy oceniać wedle tego, czy nas umniejsza, czy wzbogaca – ponieważ w rzeczywistości wzbogaca nas właśnie przez to, że nas umniejsza. Umniejsza nas w tym sensie, że najpierw wyzwala nas z owej fałszywej, nieprzysługującej nam tytanicznej (w gruncie rzeczy tragikomicznej) roli tych, którzy udają boga. Przywraca nas naszej prawdzie, nagiej prawdzie (Ewa z Adamem, którzy chcieli być jak bogowie, znający dobro i zło, poznali, że są nadzy). Budzi nas ze snu. A ponieważ był to sen jak w gorączce, upiorny i odurzający (ponieważ pragnienie bycia Bogiem działa w rzeczywistości jak twardy narkotyk), owo przebudzenie i wytrzeźwienie nie musi być wcale przyjemne. Pierwszym owocem spotkania z Bogiem jest moment prawdy o człowieku – Bóg jest Bogiem, człowiek jest człowiekiem.

Prawdziwy Bóg nie potrzebuje umniejszenia człowieka, żeby być i być wielkim, lecz przeciwnie, przez swoje objawienie się ukazuje człowiekowi jego prawdziwą istotę, miarę i rolę. W odróżnieniu od agentów i śledczych w służbie Wielkiego Brata, którzy wmawiają człowiekowi, że jest niczym, słudzy Ewangelii mówią mu, że został stworzony na obraz Boży, jako Boży partner i przyjaciel. „Poznaj, człowiecze, swoją godność!” – podkreśla święty papież Leon w swojej bożonarodzeniowej homilii.

Jeśli Bóg w jakiś sposób człowieka umniejsza, to tylko pokazując mu (i to na swoim przykładzie) jedyny godny i wyzwalający sposób samoumniejszenia, czyli przekroczenie samego siebie w miłości, wolne wyjście od „ja” ku „ty”. Rzeczą najistotniejszą, jaką chrześcijaństwo głosi w Piśmie Świętym o Bogu, jest zanotowana przez Pawła starochrześcijańska pieśń o Chrystusie, który nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, ale uniżył się, „ogołocił samego siebie”, stał się człowiekiem, niewolnikiem miłości do ludzi i przyjął na siebie postać sługi. Uniżył się aż do śmierci krzyżowej i dlatego Bóg wywyższył Go i darował Mu imię ponad wszelkie imię. „Imię” jest pełnym czci określeniem Boga samego. Bóg daje się temu, kto bierze na swoje barki człowieczeństwo będące ofiarnym przekroczeniem samego siebie w miłości. Dopiero wtedy człowiek staje się rzeczywiście „jak Bóg”, ponieważ sam Bóg dokonał tego wcześniej w swoim Synu Jezusie.

Odwaga wiary polega przede wszystkim na tym, by uwierzyć, że uczynił to Bóg i że uczynił to w czasie i w człowieku Jezusie; już sam ten fakt wydaje się wielu nie tylko nieprawdopodobny, ale i niemożliwy w podwójnym sensie tego słowa: niestosowny (wyobrażenie Boga w ciele było głupstwem już dla świata starożytnej Grecji, a wyobrażenie Boga ukrzyżowanego – zgorszeniem dla świata żydowskiego) i niewykonalny. „Jakże się to stanie?” – pyta Miriam z Nazaretu, kiedy zostało Jej objawione, że właśnie całe swoje dzieło Bóg uzależnił od „tak” Jej wiary.

Dla Boga nie ma nic niemożliwego – brzmi odpowiedź. Odwaga wiary nie kończy się jednak na samej zgodzie, na tym, że człowiek uznaje coś za możliwe, ale na tym, że próg owego pozornie niemożliwego i niewyobrażalnego świata aktywnie przekracza: „Dałem wam bowiem przykład, abyście i wy tak czynili, jak Ja wam uczyniłem” (J 13, 15).

Przeł. Andrzej Babuchowski

Ks. TOMÁŠ HALÍK (ur. 1948) jest filozofem, psychologiem i teologiem. Tajnie wyświęcony w czasach komunizmu, działał w czeskim Kościele podziemnym. Po 1989 r. był doradcą prezydenta Havla i jednym z najważniejszych uczestników czeskiego życia publicznego. Stale współpracuje z „Tygodnikiem”. Esej pochodzi z książki „Teatr dla aniołów. Życie jako religijny eksperyment”, która po polsku ukaże się wiosną 2011 r. w wydawnictwie Znak. Skróty pochodzą od redakcji „TP”.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...