Zapomniane kryzysy humanitarne

Znak 1/2011 Znak 1/2011

Większość kryzysów humanitarnych nigdy nie dociera na czołówki naszych gazet, co więcej, informacje o nich nie pojawiają się w mediach w ogóle. Katastrofy naturalne i kryzysy humanitarne wywołane konfliktami zbrojnymi mają swoje pięć minut w mediach, a potem znikają z powszechnej świadomości. Choć trudno to sobie wyobrazić, prawie miliard ludzi na świecie cierpi z powodu braku pożywienia

 

W 2010 roku natura gwałtownie przypomniała nam o swoim ciemniejszym obliczu. Najpierw, 12 stycznia zatrzęsła się ziemia na Haiti. Wstrząsy odczuwalne przez 3,5 miliona osób w kilkanaście sekund pochłonęły ponad 220 tysięcy istnień ludzkich, pozostawiając ponad 300 tysięcy rannych i 2 miliony bezdomnych. Codziennie za pośrednictwem mediów śledziliśmy ogromny, niewyobrażalny wręcz dramat mieszkańców jednego z najbiedniejszych krajów świata. Na początku tego lata bezlitosne siły natury dotknęły nas już bezpośrednio. Wzbierające ulewnymi deszczami, niedające się utrzymać w ryzach rzeki bezlitośnie zawłaszczały domy, szkoły, miejsca pracy, pastwiska czy pola uprawne. W całej Polsce poszkodowanych zostało ponad 266 tysięcy osób a zniszczeniu uległo około 18 tysięcy budynków. Ponad 31 tysięcy Polaków zostało ewakuowanych, tracąc większość swojego dobytku.

Te dwie tragedie to jednak nie tylko przykłady bezradności człowieka wobec sił natury, ale również demonstracja siły ludzkiej solidarności i empatii. Tysiące osób organizowały pomoc samodzielnie lub hojnie wspierały organizacje humanitarne spieszące na ratunek ofiarom żywiołów. Cały świat pomagał Haiti, cała Polska pomagała powodzianom. Inaczej było w przypadku kolejnej katastrofy. Gdy w lipcu 20 procent powierzchni Pakistanu znalazło się pod wodą a powódź dotknęła ponad 20 milionów osób odpowiedź świata była ospała i niewystarczająca. Za główne powody takiego stanu rzeczy uznano między innymi powolny rozwój katastrofy, nieporadne działania rządu, małe zaangażowanie znanych osób w pomoc oraz w pewnym stopniu nadwyrężoną ostatnimi katastrofami hojność darczyńców. W efekcie katastrofa pakistańska, choć medialnie nagłośniona, pozostała (szczególnie w pierwszej fazie) zaniedbana przez społeczność międzynarodową. Ciągła obecność na czołówkach gazet spowodowała jednak, iż w końcu pomoc zaczęła płynąć stabilnym strumieniem.

Niestety większość kryzysów humanitarnych nigdy nie dociera na czołówki naszych gazet, co więcej, informacje o nich nie pojawiają się w mediach w ogóle. Na świecie co roku odnotowuje się około 300 katastrof naturalnych, które dotykają nawet 300 milionów osób. Do tego dochodzą kryzysy wywołane konfliktami zbrojnymi pochłaniające tysiące istnień ludzkich rocznie. W Demokratycznej Republice Konga od 1998 roku zginęło około 5,4 miliona osób, głównie w wyniku niedożywienia i chorób będących następstwem konfliktu zbrojnego. I choć wojna w Demokratycznej Republice Konga oficjalnie zakończyła się w 2003 roku, szacuje się, iż jej następstwa co miesiąc pochłaniają ponad 40 tysięcy ofiar. W Somalii w wyniku wewnętrznego konfliktu ponad 3,2 miliona osób, czyli połowa populacji tego kraju potrzebuje do przeżycia pomocy humanitarnej. 400 tysięcy Somalijczyków żyje w obozach dla uchodźców w dramatycznych warunkach. Niebawem, jeżeli społeczność międzynarodowa nie zareaguje (dotyczy to też Polski) można obawiać się konfliktu w Sudanie z powodu zbliżającego się referendum mającego zdecydować o oddzieleniu się południa od północy.

Choć trudno to sobie wyobrazić, prawie miliard ludzi na świecie cierpi z powodu braku pożywienia. Codziennie prawie 15 tys. dzieci umiera z głodu lub z powodu chorób z nim związanych.

Powyższe katastrofy humanitarne to tylko nieliczne przykłady zapomnianych kryzysów, zbierających śmiertelne żniwo nie mniejsze niż kryzysy z czołówek gazet. Przed 12 stycznia 2010 takim miejscem trawionym przez zapomniany kryzys było Haiti. Bezrobocie sięgało tam 80 procent, 40 procent dorosłych było analfabetami. W 2008 roku wyspę spustoszył huragan, ucierpiało 800 tysięcy osób. Po styczniowym trzęsieniu ziemi Haitańczycy mówili, iż Bóg potrząsnął wyspą, aby świat przypomniał sobie o ich losie.

O tym, czy dany kryzys pojawi się na czołówkach gazet mobilizując społeczność międzynarodową do działania decyduje wiele czynników. Zdecydowanie największą szansę na zainteresowanie mediów, a co za tym idzie pomoc międzynarodową mają tzw. „sudden onset crises”, czyli katastrofy wydarzające się gwałtownie i niespodziewanie, szokujące swoimi rozmiarami. Takie wydarzenia wpisują się w dzisiejszy model przekazu informacji – są sensacyjne, zaskakujące, a obrazy z miejsca katastrofy dramatyczne. Nie bez znaczenia jest również rejon, w którym katastrofa ma miejsce. Po azjatyckim tsunami w 2004 roku odzew społeczności międzynarodowej był bezprecedensowy. Głównym powodem był tutaj oczywiście rozmiar i zasięg katastrofy, ale nie bez znaczenia pozostawał fakt, iż rejon dotknięty kryzysem był przecież miejscem wypoczynku turystów z krajów wysoko rozwiniętych (wielu z nich było również ofiarami katastrofy) będących głównymi donatorami pomocy.

Pomoc społeczeństw dla rejonów dotkniętych klęskami czy katastrofami cechuje duża akcyjność. Szybki i dramatyczny rozwój wydarzeń czy ułatwiona identyfikacja z ofiarami, jak w przypadku azjatyckiego tsunami, umożliwiają i ułatwiają takie akcyjne działanie. Kryzysy rozwijające się powoli, mające często skomplikowaną i niezrozumiałą dla wielu z nas genezę nie przyciągają takiej uwagi mediów a akcyjne działanie w takich przypadkach jest znacznie utrudnione, jeśli nie niemożliwe.

Misją organizacji humanitarnych jest i zawsze będzie reagowanie tam, gdzie istnieje potrzeba pomocy, niezależnie od tego czy ta potrzeba jest nagłaśniana w mediach. Organizacje jednak, co zrozumiałe, często otrzymują fundusze, gdy wydarza się katastrofa zdobywająca na dłuższy czas uwagę środków masowego przekazu. Naturalnie, wspomaganie agencji humanitarnych w takich przypadkach jest ogromnie ważne. Każde, nawet najmniejsze wsparcie pozwala ratować życie, zdrowie i godność ludzi, którzy w jednej chwili stracili wszystko. Musimy jednak pamiętać, że równie ważne o ile nie ważniejsze jest stałe wspieranie takich organizacji, co z jednej strony daje im płynny dostęp do środków oraz możliwość podejmowania szybkich decyzji, z drugiej – pozwala przetrwać ludziom cierpiącym tam, gdzie nigdy nie dotarły kamery. Dlatego dla organizacji pomocowych a przede wszystkim dla ich beneficjentów niezwykle ważne jest systematyczne, długofalowe wsparcie finansowe. Wiele agencji wypracowuje narzędzia umożliwiające właśnie taką formę wsparcia niezależnie od uwagi; jaką poświęcają im media. Polska Akcja Humanitarna też rozbudowuje takie narzędzia, żeby docierać szybko i skutecznie tam, gdzie wydarzają się katastrofy oraz tam, gdzie po cichu, bez kamer, ludzie umierają z głodu czy braku dostępu do wody. Tam, gdzie ludziom odebrano prawo do życia i rozwoju -  prawo przynależne każdemu człowiekowi.

JANINA OCHOJSKA-OKOŃSKA, polska działaczka humanitarna, założycielka i prezes zarządu Polskiej Akcji Humanitarnej.

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...