Kto ratuje jedno życie...

Niedziela 4/2011 Niedziela 4/2011

Kto doniósł na Ulmów? Do dziś nie udało się ustalić, choć z pewnością nikt z sąsiadów, nikt ze wsi. Bo nie tylko Ulmowie ukrywali Żydów.

 

Na tym starym zdjęciu, jednym z wielu, jakie zrobił Józef Ulma, rodzina stoi wokół stołu. Dwoje dorosłych i mnóstwo dzieciaków. Troje, pyzatych, urodziwych, posadzono na blacie. Stasia – najstarsza córka – karmi właśnie brata, który siedzi pod stołem w wiklinowym koszu. Całą rodzinę oświetla ciepły snop światła. Jakby jasność brała w posiadanie postacie zarysowane miękką linią.

Wiktoria z grubym warkoczem zamotanym z tyłu głowy w kok trzyma na ręku dziewczynkę w letniej sukience. Obok niej Józef, dobiegł pewnie w ostatniej chwili, ustawiał rodzinę wokół stołu, dlatego taki oficjalny.

Jest w tym zdjęciu wiele radości, miłości i intymności. Tak zapamiętała ich klisza, tacy byli, nim zapadła migawka aparatu, zatrzymując na zawsze ulotną chwilę szczęścia...

Tylko w okupowanej Polsce karano śmiercią za przechowywanie Żydów. 12 października 1939 r. gubernator Hans Frank wydał rozporządzenia zakazujące Polakom w jakikolwiek sposób pomagania Żydom. Historyk IPN dr Jan Żaryn ocenia dziś, że dla uratowania jednego Żyda ryzykowało 20 Polaków.

We wsi Markowa, niedaleko Łańcuta, powstanie muzeum Polaków, którzy ratowali Żydów na Podkarpaciu. Muzeum będzie nosić imię rodziny Ulmów.

Ulmowie mieszkali na końcu Markowej, prawie 30 km od Rzeszowa. Józef Ulma, wzorowy gospodarz, ogrodnik, pszczelarz i listonosz. Jego pasją była fotografia, robił zdjęcia aparatem własnej konstrukcji. Z wojennej pożogi ocalały setki zdjęć jego autorstwa. Zbierał książki. Opatrywał je ekslibrisem – „Biblioteka domowa Józefa Ulmy”, działał w stowarzyszeniach katolickich. Wiodło mu się dobrze, tuż przed wybuchem wojny planował powiększyć gospodarstwo, chciał dokupić ziemię.

Wiktoria Ulma była młodsza od męża o 12 lat. Tworzyli z Józefem szczęśliwe małżeństwo. W ciągu 7 lat urodziła 6 dzieci. Niewiele o niej wiemy. Zajmowała się domem, ale znajdowała czas także na kształcenie – co wtedy należało naprawdę do rzadkości – uczestniczyła w kursach Wiejskiego Uniwersytetu Orkanowego w Gaci.

Były jeszcze dzieci: Stasia, Basia, Władzio, Franuś, Antoś, Marysia.

Nie wiadomo, kiedy Ulmowie zdecydowali się schować u siebie ośmioosobową rodzinę Szallów i Goldmanów (pięciu mężczyzn, dwie kobiety i dziecko – dziewczynka). Musiało to być późnym latem 1942 r., gdy szukający ratunku Żydzi zapukali do domu Ulmów. Wcześniej kryli się po lasach. Ponoć Józef pomagał budować im szałasy. Jednak nie przetrwaliby zimy w puszczy.

Józef był trzeźwo myślącym człowiekiem, nie kierował się sentymentami, więc musiał zdawać sobie sprawę z ryzyka. Zresztą prawie się udało. Prawie...

Żydzi na śniadanie, Polacy na obiad...

Kto doniósł na Ulmów, do dziś właściwie nie wiadomo.

Niemcy pojawili się we wsi rankiem 24 marca 1944 r., w obstawie granatowych policjantów. Dowódcą grupy był szef posterunku żandarmerii niemieckiej w Łańcucie por. Eilert Dieken. Towarzyszyli mu żandarmi: Josepf Kokott, Michael Dziewulski, Erich Wilde.

Najpierw zginęli ukrywani przez Ulmów Żydzi. Niemcy kazali Ulmom patrzeć na egzekucję. Potem żandarmi wyprowadzili przed dom Józefa i Wiktorię. Kobieta była w 9. miesiącu ciąży. Za kilka dni miała rodzić. Rozstrzelali ich szybko, bez drgnienia powieki, bez ceregieli. Potem głośno zastanawiali się, co zrobić z dziećmi. Wywlekli dwoje z domu, rzucili na ziemię. Zabijał je urodzony w Czechach Niemiec Joseph Kokott. Jedno po drugim. Wrzeszczał przy tym: „Patrzcie, jak giną polskie świnie, które przechowują Żydów!”. W ciągu zaledwie kilkudziesięciu minut było po wszystkim. Zginęło 17 osób.

Świadkami rozstrzeliwań byli furmani, którzy przywieźli oprawców na kraniec wsi, a których Niemcy zmusili, by patrzyli na kaźń. Mieli potem rozpowiedzieć wśród Polaków, jak giną ci, którzy ośmielają się przechowywać Żydów.

 

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...