Jak Prymas stał się autorytetem

Niedziela 6/2011 Niedziela 6/2011

Karol Wojtyła tworzył ze Stefanem Wyszyńskim swoisty tandem, działali ręka w rękę, służąc Kościołowi i Polsce. Jak sam Jan Paweł II później powiedział, nie byłoby tego Papieża Polaka na Stolicy Piotrowej, gdyby nie było Prymasa Wyszyńskiego, jego niezłomnej wiary i mocy

 

Prymas był wtedy niezrozumiany, a przyszłość szybko pokazała, że ataki na niego były niesłuszne. Prawdą jest jednak, że ta decyzja nie pomogła mu w zdobyciu takiego autorytetu, jaki miał później, wielu Polaków poczuło się rozczarowanych. Dla mnie osobiście układ z 1950 r. jest przykładem dalekowzroczności Prymasa. On już wtedy miał poczucie odpowiedzialności za Kościół, już wtedy był gotów pójść do więzienia.

Trzeba też pamiętać, że formalnie tamtego porozumienia, zawartego 14 kwietnia 1950 r. w Krakowie, nie podpisywał osobiście Prymas, ale z ramienia Episkopatu uczynili to: jego sekretarz bp Zygmunt Choromański oraz bp Tadeusz Zakrzewski i bp Michał Klepacz. Niemniej jednak wiadomo, że Prymas miał wielki wpływ na treść tego dokumentu.

– Potem nadszedł rok 1953 i słynny memoriał „Non possumus”. To już początek budowania wielkiej pozycji Prymasa, prawda?

– Tak, mimo że po aresztowaniu Prymasa (25 września 1953 r.) polscy biskupi ogłosili przecież deklarację, w której wyraźnie odcinali się od Wyszyńskiego. Ten fakt jednak paradoksalnie pomógł w budowaniu jego autorytetu, widać było wyraźnie, że to Wyszyński, określany przez władze mianem „wroga Polski Ludowej”, nie popiera władzy komunistycznej, przez co zyskiwał zaufanie w społeczeństwie. Na pewno pomógł mu w tym również ponad 3-letni pobyt w więzieniu.

– A gdy Ksiądz Prymas 28 października 1956 r. wyszedł na wolność i pojawił się w swojej rezydencji przy Miodowej, jego charyzmat objawił się już na dobre. Stał się on bezsprzecznie wielkim autorytetem narodowym.

– Był już wtedy autorytetem nie tylko w Polsce. Wszędzie na świecie wiedziano, kim jest Prymas Wyszyński, a wiadomość o jego uwolnieniu natychmiast pojawiła się w mediach zagranicznych. Oczywiście, w Polsce szybko stał się nie tylko przywódcą Kościoła i charyzmatycznym hierarchą, ale niemal bohaterem narodowym. Do dziś pamiętam pierwszą po wyjściu z więzienia wizytę duszpasterską kard. Wyszyńskiego w kościele Świętego Krzyża w Warszawie na początku listopada 1956 r. Kościół był wypełniony po brzegi. Kiedy Prymas wszedł do środka, ludzie po prostu płakali. A gdy wszedł na ambonę i zaczął przemawiać, w kościele rozległ się szloch. Było to niezwykłe wejście człowieka wyjątkowego, już o absolutnie niepodważalnym autorytecie…

– …który kilka miesięcy wcześniej umocniła nieobecność Prymasa podczas odnowienia Jasnogórskich Ślubów Narodu?

– Tak, pusty fotel kard. Wyszyńskiego na Jasnej Górze wywarł wówczas na ludziach ogromne wrażenie.

– Podobnie jak pusty fotel dla Pawła VI w czasie obchodów milenijnych 3 maja 1966 r.

– Atmosfera rzeczywiście była bardzo podobna. Z tą tylko różnicą, że w sierpniu 1956 r. zabrakło w sprzedaży napojów dla pielgrzymów i zdarzało się, że ludzie gasili pragnienie wodą z ogórków kiszonych! W czasie pielgrzymek Papieża takie sytuacje już się nie zdarzały.

Reasumując, po wyjściu z więzienia Wyszyński był w Polsce jakby papieżem w wymiarach lokalnych!

– Od tej pory zatem można mówić nie tyle o budowaniu, ile o umacnianiu autorytetu kard. Wyszyńskiego.

– Tak. Widać to było wyraźnie przed Soborem Watykańskim II i w czasie jego obrad oraz w okresie obchodów Tysiąclecia Chrztu Polski w 1966 r.

– Ale znów jest to swoista sinusoida: było tak bowiem tylko do chwili ogłoszenia listu biskupów polskich do niemieckich: „Przebaczamy i prosimy o wybaczenie”...

– W pewnym stopniu tak, chociaż – patrząc z dzisiejszej perspektywy – widać, że list ten odegrał wielką rolę w pojednaniu narodów polskiego i niemieckiego. Ale wtedy rzeczywiście spotkał się z krytyką i autorytet Prymasa i całego Episkopatu wyraźnie zmalał. Ludzie czuli się rozczarowani. Tym bardziej że najpierw list ukazał się po niemiecku, a dopiero potem pojawiło się jego polskie tłumaczenie, cała otoczka była więc co najmniej dyskusyjna. Polacy byli zbulwersowani, trudno im było zrozumieć, dlaczego mają prosić o wybaczenie. Za co? Sytuacji nie ułatwiała też reakcja biskupów niemieckich, którzy nie przeprosili Polaków za zbrodnie narodu niemieckiego, i w ogóle ich list był niewspółmiernie skromny w stosunku do tego, co napisali nasi hierarchowie.

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...